Tomasz Sekielski przez miniony rok pracował nad dokumentem o pedofilii w Kościele Katolickim. Nikt do tej pory nie odważył się poruszyć tego tematu, a hierarchowie Kościoła konsekwentnie migają się od odpowiedzialności.
Konferencję prasową w sprawie pedofilii, zorganizowaną przez Episkopat Polski w połowie marca nawet wielu katolików uznało za żenującą. Ani razu nie padło słowo "przepraszam", za to arcybiskup Stanisław Gądecki wielokrotnie podkreślił, że "to nie jest problem samego Kościoła, tylko całego świata", a odpowiedzialność za pedofilię ponoszą nie molestujący duchowni, tylko szeroko pojęte wychowanie seksualne, którą biskup utożsamia z "seksualizacją dzieci". Czyli w tle nadal pobrzmiewają skandaliczne słowa arcybiskupa Józefa Michalika o niewinnych duchownych, molestowanych przez rozpasane seksualnie dzieci.
Jak wyjaśnia w wywiadzie dla Wysokich Obcasów Sekielski, jednym z głównych uczuć, jakie towarzyszyły mu podczas kręcenia dokumentu o pedofilii, była potrzeba obnażenia tej hipokryzji i bezczelności, z jaką duchowni potrafią w żywe oczy usprawiedliwiać swoje zboczenia.
Ukrytą kamerą nagraliśmy kilka konfrontacji ofiar z oprawcami - wspomina dziennikarz. To za każdym razem była świadoma decyzja skrzywdzonych osób. Chciały spojrzeć tym ludziom w oczy. Wśród bohaterek jest kobieta, miała siedem-osiem lat, gdy była wykorzystywana. Potem ksiądz dał jej spokój. Może mu się znudziła? Może za szybko dojrzewała? Mamy nagrane, jak ksiądz, patrząc jej w oczy, do wszystkiego się przyznaje. Mówi: "Taki miałem popęd, taka była sytuacja, ale ja przecież nikogo nie krzywdziłem, to było bardzo ojcowskie". Kobieta była wstrząśnięta. Z trudem oddychała. Przez plebanię tego księdza przewinęło się wiele roczników dzieci. Ksiądz, o którym mówię, kazał się dziewczynce masturbować i robił różne obrzydliwe rzeczy. A teraz patrzy na nią, dorosłą kobietę, i mówi, że był dla niej jak ojciec.
Odkąd księża pedofile przestali być traktowani jak osoby stojące ponad prawem, którym wszystko wolno, zwolennicy dalszego zamiatania skandali pod dywan złośliwie dopytują, dlaczego akurat księża, skoro pedofile istnieją także w innych środowiskach.
Sekielski odnosi się także do tego zarzutu.
Gdy pytają, czemu nie zajmuję się np. murarzami pedofilami, odpowiadam, że Kościół jest instytucją szczególnego zaufania i że dla dzieci wychowywanych w wierze katolickiej ksiądz to jest namiestnik Boga, który z nimi rozmawia - wyjaśnia. Księża są świadomi tej swojej pozycji. I niektórzy w kontaktach z dziećmi to wykorzystują w obrzydliwy sposób, a inni w obrzydliwy sposób udają, że nic się nie dzieje. Bardzo często ci, którzy o wszystkim wiedzieli, zamiast działać, przenosili zboczeńców z parafii na parafię. Tak to wygląda od lat.
Ale bardzo prawdopodobne jest, że kiedy film się ukaże, większość parafian księdza pedofila - to jest mała społeczność - uzna, że to spisek i krzywdzi się wspaniałego duchownego. Bo on jest powszechnie szanowany - kościół wybudował, był bardzo sprawnym zarządcą. Jak bada się drogę księdza pedofila, to widać, że z reguły jest przerzucany z parafii do parafii na zasadzie: "Ukryjcie go, niech sprawa ucichnie". Proboszcz, który go odsyła, dobrze wie, co robi, podobnie jak ten, który go przyjmuje. Właściwie wszyscy wiedzą. W filmie pokazujemy historię księdza, który działał przez kilkadziesiąt lat. Ma na koncie kilkadziesiąt ofiar, może nawet kilkaset. Był przenoszony z miejsca na miejsce, biskupi byli w pełni świadomi. Ale nikt nie zgłosił tego organom ścigania.
Film jest już gotowy, zmontowany i czeka na swoją premierę w Internecie, gdzie będzie można obejrzeć go za darmo. Jak przy każdej okazji podkreśla Sekielski, dokument powstał dzięki pieniądzom od prywatnych darczyńców.
Jestem szczęśliwy, że tak to się potoczyło - ujawnia. To dało mi absolutną swobodę i niezależność. Nikt nie przyjdzie i nie powie: "Słuchaj, stary, tu trzeba trochę złagodzić, bo wiesz, to taki znany hierarcha". Gdyby byli komercyjni sponsorzy, na pewno pojawiłyby się takie zakusy. To, co wisi nade mną, to zobowiązanie wobec rzeszy ludzi, którzy wsparli produkcję, bo chcą jednego - prawdy. I ja zamierzam z tego zobowiązania się wywiązać. Wszystkie historie, które pokażę, są bezsporne. Bo prokurator lub nawet sąd potwierdził prawdziwość zarzutów stawianych księżom, których śladem podążamy. Nikt nie będzie mógł nam zarzucić, że coś jest przekłamane.
_
_