Strajk Kobiet to bez wątpienia najgorętszy medialnie temat ostatnich dni. Od ponad tygodnia na polskie ulice wychodzą dziesiątki tysięcy protestujących, którzy są oburzeni orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego nakazującym Polkom rodzić śmiertelnie chore płody. Uznanie jednego z zapisów tzw. kompromisu aborcyjnego za niezgodne z konstytucją wywołało ogromne poruszenie w kraju i poza jego granicami.
Manifestacje przeciwko barbarzyńskiej decyzji Trybunału trwają od 22 października i na razie nic nie wskazuje na to, aby miały się zakończyć. Co prawda Andrzej Duda próbował załagodzić społeczne nastroje "kompromisem kompromisu", a premier Mateusz Morawiecki apelował o rozwagę z powodu pandemii koronawirusa, jednak chyba nie przekonali zbyt wielu osób. W efekcie protesty wciąż trwają.
Przypomnijmy: Konferencja prasowa Strajku Kobiet: Wśród postulatów m.in. LEGALNA ABORCJA i DYMISJA RZĄDU!
Wśród polityków koalicji rządzącej niestety raczej trudno szukać sojuszników kobiet w walce o prawo do decydowania o własnym ciele. Dowodem na to są liczne wypowiedzi polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy nie kryją satysfakcji po decyzji TK. Co ciekawe, sprawy zaszły tak daleko, że w kierunku uczestników Strajku Kobiet padają nawet groźby.
Przykładem jest opublikowany w środku nocy komunikat Ministerstwa Edukacji Narodowej, w którym jego rzecznik prasowa Anna Ostrowska poinformowała nauczycieli i pracowników oświaty o ewentualnych konsekwencjach wynikających z udziału w protestach czy namawiania do tego uczniów. MEN pod wodzą Przemysława Czarnka wyraziło się zresztą niezwykle jasno w przypadku jakichkolwiek wątpliwości.
Mamy sygnały, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach. Naszym obowiązkiem jest natychmiastowa reakcja na takie informacje. (...) Jeżeli potwierdzi się, że niektórzy nauczyciele namawiali uczniów do udziału w protestach lub sami brali w nich udział, powodując zagrożenie w czasie epidemii i zachowując się w sposób uwłaczający etosowi ich zawodu, będą wyciągnięte konsekwencje przewidziane prawem. Nie ma także naszej zgody na zachęcanie dzieci oraz młodzieży do chuligańskich i wulgarnych zachowań - przekazano w komunikacie.
Taka narracja raczej nie jest zaskakująca, szczególnie biorąc pod uwagę wczorajsze słowa Pawła Skrzydlewskiego, doradcy ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka. Na antenie Radia Maryja Skrzydlewski nie tylko skrytykował trwające protesty i zaapelował o ukaranie jego uczestników, ale na dodatek stwierdził, że jego zdaniem nie są Polakami.
Nie ma kompromisu między życiem i śmiercią, prawdą i kłamstwem, dobrem i złem, Bogiem i diabłem. Ten, kto wierzy w tej sprawie w kompromis, dialog i porozumienie, kto do nich nawołuje, już przegrał, bo musi odrzucić Boga i jego prawo, bo sądzi, że prawda i dobro powstają na mocy porozumienia człowieka. (...) [Uczestnicy protestów - przyp.red.] Polski nie znają i nie chcą znać. Nie kochają jej, a wszystko, co stanowi jej fundament, tj. Bóg, honor i Ojczyzna, odrzucają w całej rozciągłości, niszczą i wyszydzają. (...) Czy władzy, narodowi, hierarchom starczy sił do wymierzenia kary? Oby nie zabrakło, bo rozzuchwalone zło można przezwyciężyć tylko dobrem, tj. surową, sprawiedliwą karą wymierzoną z miłosierdziem i stanowczością - grzmiał.
Też jesteście ciekawi, jak wyglądałaby "kara wymierzona z miłosierdziem"?