Kariera 27-letniej Marty Dyks nie rozkręciła się błyskawicznie. Było to raczej przemyślane i stopniowe budowanie wizerunku w branży. W najnowszym wywiadzie modelka ujawnia, że nie chciała powtórzyć błędu wielu koleżanek, po których słuch ginie po kilku pokazach.
Zwróć uwagę, ile dziewczyn pojawia się, błyszczy i znika po jednym sezonie - mówi w rozmowie z Galą. Łatwo oczarować na chwilę, ale miarą sukcesu w tej branży jest przecież umiejętność utrzymania się przez lata.
Marta na razie wydaje się być na dobrej drodze do tego, by dołączyć na stałe do grona polskich modelek o międzynarodowej sławie. Ma na koncie współpracę z domem mody Dior, Louis Vuittonem, Armanim i Celine. Do jej kontraktów reklamowych, między innymi dla Very Wang, Zary i H&M dołączyła niedawno brytyjska sieciówka Marks&Spencer.
Marta wystąpiła także w nowej kampanii Gosi Baczyńskiej. Ostatnio Dyks wyznała publicznie, że od dwóch lat cierpi na hashimoto, autoimmunologiczną chorobę tarczycy. To przewlekłe, trudna do leczenia schorzenie, często objawiające się dużymi wahaniami wagi.
Byłam przekonana, że szarzejąca cera, wypadające włosy, senność, zmęczenie, poirytowanie, stany depresyjne i problemy z wybudzeniem się rano to efekty mojego intensywnego trybu życia. Dopóki nie wiedziałam, co mi dolega, świadomość, że muszę lecieć na drugi koniec świata, dobrze wyglądać i mieć siłę, przerażała mnie - wyznaje Marta. Odkąd się leczę, jest o wiele lepiej, wiem, jak sobie z tym radzić. Większą uwagę przywiązuję do pielęgnacji skóry, piję dużo wody, soków własnej roboty, suplementuję niezbędne witaminy oraz unikam glutenu i laktozy. Regularnie ćwiczę - chodzę na jogę i pilates. I, co może wydaje się zaskakujące, również na siłownię, gdzie podnoszę ciężary.
Półtora roku temu w programie Na językach Mikołaj Lizut błysnął opinią, że mówienie o osobowości czy talencie modelek jest bzdurą, bo wymaga się od nich tylko, by miały "ładne ryje i zgrabne dupy".
Marta zapewnia, że to o wiele za mało, by osiągnąć sukces. Sama studiowała na dwóch kierunkach: polonistyce i filozofii.
Modelki traktuje się stereotypowo, ludzi po filozofii też. Zatem określenie "modelka po filozofii" brzmi jak żart - komentuje w Gali. I to mi się podoba. Często mówi się, że modelka nie musi mieć osobowości. Jest jednak niezliczona liczba przepięknych dziewczyn, a nie wszystkie zostają modelkami. Niewiele dziewczyn w pracy potrafi się pozbyć swoich kaprysów. Marudzą, bywają nadęte. A chętniej spędza się czas na planie z kimś, kto umie przezwyciężyć migrenę czy zły nastrój, bo wie, że ma do wykonania konkretne zadanie. To zresztą dotyczy wielu dziedzin, branża mody nie stanowi tutaj żadnego wyjątku.
