Choć w Polsce statystyki dotyczące skali przemocy w rodzinie są zatrważające, bardziej przeraża fakt, że większość przypadków i tak nigdy nie jest zgłaszana policji - więc tym samem nie liczy się do i tak niechlubnych statystyk. Niestety zbyt wiele osób - zarówno katów, jak i ofiar - uważa przemoc fizyczną, psychiczną czy ekonomiczną za coś normalnego. Co gorsza są też tacy, którzy wmówili sobie, że w ten sposób spełnia się wymogi postawione przez religię.
W taką wymówkę uwierzył bydgoski radny Prawa i Sprawiedliwości, Rafał Piasecki, którego historia została ujawniona nagle i przerwała zmowę milczenia. A od momentu, gdy jego żona, Karolina, publicznie przemówiła i opublikowała nagrania przemocy domowej, komentarze w sieci nie cichną. Zamilkł za to sam Piasecki, który początkowo był bardzo wygadany i tłumaczył, że wyzywanie żony, bicie jej i grożenie śmiercią oraz psychicznymi torturami były konieczne i spełniały istotną rolę pedagogiczną. "W imię Boże".
Na szczęście Piasecki znalazł sobie prawnika, który dobrze czuje jego sprawę oraz mentalność, gdyż broni klienta z podobną obłudą, jaką ten usprawiedliwiał jej bicie i duszenie. Otóż oficjalnie nazywanie małżonki "chu*em je*anym", "debilem skończonym", "pedałem", "tępym i męczącym chu*em i frajerem", to tak naprawdę... "wołanie człowieka o miłość"!
A jak Piacecki wołał jeszcze o miłość? I o jaką miłość wołał? O tym mówiąc kolejne fragmenty nagranych przez nią kłótni. Jednym z wątków konfliktu jest to, że kobieta miała rozkład dnia, zgodnie z którym do godziny 21.00 miała położyć obie córki spać i od tej pory przez dokładnie godzinę być "dostępna" dla męża. Żądał też, żeby "zawsze miała ochotę":
Zawsze będziesz miała ochotę, jak ja coś będę chciał - powiedział i od razu zapowiedział, że... ją zdradzi. Po trzecie, już kurwa nie będziesz musiała nic robić, bo będę z inną jeździł. Taką, która będzie miała ochotę zawsze i na wszystko. I nawet będzie miała inicjatywę.
Piasecki chciał nie tylko kontrolować dokładny dobowy grafik żony, a nawet scenariusz rozmawiania z nim przez telefon, ale także jej cykl miesięczny. Oczywiście jako "dobry katolik" kierował się jedynie kalendarzykiem, ale i tak kazał łykać żonie tabletki... na libido. Dzięki temu miała być dla niego "dostępna" na każde zawołanie.
Masz brać tabletki na libido! Zrozumiałaś? - rozkazał. I jak nie będę kurwa widział dużego, wielkiego kurwa twojego kalendarzyka i sama nie będziesz mi mówiła o dniach płodnych lub nie, to wypierdalaj, nie masz czego szukać w tym domu!
Wydaje nam się, że dla żony krewkiego radnego nie byłoby nic lepszego od spełnienia tej groźby. Pamiętajcie, że to ten sam człowiek, który publicznie obrażał Biedronia, żeby chronić córki przed "demoralizacją".