Szefowa Kancelarii Premiera Beata Kempa ma wyjątkowy talent do nierozróżniania spraw politycznych i religijnych, a także zawodowych i prywatnych. Gdy znalazła się w Sejmie i przejęła pokoje po poprzednikach z partii Janusza Palikota wezwała egzorcystę do wypędzania złych duchów. Później w imieniu Beaty Szydło wdzięczyła się do ojca Rydzyka zapewniając, że premier "dotrzyma słowa". Z kolei organizując Światowe Dni Młodzieży w ramach zapewniania bezpieczeństwa czuła, że zawarła pakt z Janem Pawłem II.
Nic więc dziwnego, że msza w Kaliszu zorganizowana z okazji XXV Ogólnopolskiej Pielgrzymki Robotników do św. Józefa dzięki udziałowi Kempy zamieniła się w polityczną agitację. Po celebracji biskupa kaliskiego Edward Janiaka polityczka przemówiła do zebranych tam ponad 300 osób. Na chwilę zapomniała o takich marginalnych sprawach jak miłosierdzie czy przebaczenie, bo skupiła się na "sprawiedliwości" i politycznej zemście na urzędnikach PRL-u.
My Polacy umiemy prosić, ale umiemy też dziękować - za Solidarność, umiemy dziękować za to, że byliście i że jesteście, że można w was mieć oparcie - powiedziała Kempa do wiernych.
Wielu z was straciło zdrowie, a nawet życie, kiedy walczyliście za wolną Polskę i ponosiliście największą ofiarę. To dzięki wam możemy dzisiaj mówić to, co chcemy, bez obawy o życie najbliższych. Dzisiaj nadeszła sprawiedliwość - odebraliśmy emerytury waszym oprawcom i mimo wielkiego krzyku nie cofniemy się.
Wierzę, że łączy nas wielka idea solidarności. Niech doświadczenie tegorocznej pielgrzymki i wstawiennictwo św. Józefa przyniesie wam pomyślność, by mierzyć się z codziennymi wyzwaniami i podejmować sprawy istotne dla nas wszystkich.
Tak zwana "ustawa dezubekizacyjna" została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę 30 grudnia zeszłego roku. Kontrowersyjne prawo przewiduje obniżkę emerytur i rent "za służbę na rzecz totalitarnego państwa" osobom działającym na rzecz PRL-u od 1944 do lipca 1990 roku. Państwo zamierza w ten sposób załatać dziurę budżetową zaoszczędzając około 546 milionów złotych rocznie. Prawo miało objąć około 32 tysięcy osób, ale ostatecznie będzie ich dużo więcej.