Gdy w mediach pojawiły się informacje i tragicznej i tajemniczej śmierci Magdaleny Żuk, napisaliśmy, że to pierwsza tak głośna sprawa kryminalna od czasów zaginięcia Ewy Tylman. Tego samego zdanie jest kontrowersyjny detektyw-celebryta Krzysztof Rutkowski, który już się zajął tą sprawą. Zanim w ogóle wybrał się do Egiptu ustalić cokolwiek, zwołał teatralną konferencję, gdzie w otoczeniu przebranych "służb specjalnych" rozwijał swoje wizje o tym, co mogłoby być przyczyną samobójczej śmierci 27-letniej Polki. Uznał, że najlepiej sprzeda się historia o tym, że przed załamaniem nerwowym została zgwałcona.
Podczas gdy Rutkowski buduje swój wizerunek na upublicznianiu niezweryfikowanych domysłów, udało mu się też namówić rodzinę Magdy na wywiad. Rozmową zajął się ściśle współpracujący z detektywem serwis Patriot24. Na YouTube zamieścił 28-minutowy materiał, na którym najwięcej wypowiadała się matka zmarłej. Pokazano też jej prywatne zdjęcia, na których jest ze swoim chłopakiem, Markusem, który jako ostatni z nią rozmawiał i próbował ją ratować.
Magda mieszkała ze swoim chłopakiem Markusem we Wrocławiu. Ostatni raz widzieliśmy się z nią w czasie Świąt Wielkanocnych na uroczystości rodzinnej gdzie była chrzestną - powiedziała matka.
Kobieta powiedziała też, że córka studiowała turystykę i często wyjeżdżała na zagraniczne wycieczki. Wyjazd do Egiptu miał być niespodzianką dla jej partnera - w ostatniej chwili okazało się jednak, że nie mógł jechać. Choć pożyczała na ten cel pieniądze od rodziców, nie informowała ich o planowanym terminie wylotu. O podróży matka dowiedziała się dopiero, gdy pojawiła się informacja, że Magda ma problemy w Hurghadzie.
Nasza najmłodsza córka, Małgosia, pokazała nam filmik, że nasze dziecko leży na podłodze zwinięte jak zwierzątko, w białym szlafroku i nic prawie nie mówi. Ja nie wiedziałam w ogóle, co się dzieje - mówiła matka Magdy szlochając. Dla mnie to było nienormalne. No jak? Moje dziecko leży zwinięte, skulone, biedne, a mnie tam nie ma...
I później przyszła koleżanka i odebrała telefon i powiedziała nam o tej tragedii, że nasza córka kochana... że już jej nie ma, że ona umarła. To była niedziela - szlochała. To przecież byłą taka piękna, młoda dziewczyna. Życie było przed nią, ona takie miała plany.
Kobieta nie może zrozumieć, dlaczego jej córka nie otrzymała wystarczającej pomocy, gdy zaczęło się z nią dziać coś złego. Na miejscu byli nie tylko pracownicy biura turystycznego, ale także inni uczestnicy wycieczki. Najbardziej zaś ją boli to, że 27-latka nie uzyskała należytej opieki w szpitalu, gdzie powinna być bezpieczna, a doszło do tragedii.
Jak nam powiedzieli, że ona jest w szpitalu, rodzina dzwoniła, ja mówię: "Słuchajcie, jesteśmy spokojni. Bo ona jest w szpitalu! Nic jej się tam nie stanie!". I myśmy na chwilę się uspokoili - mówiła. Nie pojechała sama, ona pojechała w gronie, gdzie byli ludzie, którzy z nią pojechali. Przecież to też byli Polacy! Jestem w szoku, że nikt na nic nie zareagował, że nikt jej nie pomógł, jako Polak. Faktycznie, jakby naprawdę była sama. Sama w tym złym kraju, który tak bardzo ją skrzywdził. Ona tam pojechała wypocząć. A jeszcze nie wiemy, kiedy do nas wróci. Tak bardzo chcemy, żeby do nas wróciła, żeby już była w Polsce.
Kobieta twierdzi też, że kontaktowała się ze wszystkimi, z którymi mogła - z ambasadą, z biurem turystycznym, ale nie otrzymała żadnego wsparcia i nadal nie wie, jaka jest przyszłość jej zmarłej córki.
I myśmy prosili, że trzeba po nią lecieć, że tylko to chcę - płakała. Prosimy, błagamy, przywieźcie nam dziecko!
Magda i jej narzeczony planowali ślub na 200 osób jesienią tego roku, miał się odbyć w USA. Teraz rodzina nadal nie wie, jak i kiedy uda jej się sprowadzić zmarłą córkę do Polski i zorganizować pogrzeb.