Kinga Rusin wzorem innych gwiazd postanowiła skorzystać z rozpoczynającego się letniego sezonu i razem z partnerem, Markiem Kujawą, wybrała się w podróż po Oceanii, która według jej zapewnień potrwa aż dwa miesiące. Dziennikarka, która uwielbia zwiedzanie i "aktywny wypoczynek" nie będzie się nudziła, bowiem jej ukochany już przygotował dla niej kilka niespodzianek i wszystko dokładnie zaplanował. Choć są parą od sześciu lat, nie zdecydowali się jeszcze razem zamieszkać. Dlatego wspólne wakacje to dla nich idealna okazja do spędzenia czasu razem i "umocnienia związku bardziej niż zrobiłaby to przysięga małżeńska".
Przypomnijmy: Rusin i Kujawa umacniają miłość na wyspach Pacyfiku. "Takie wakacje są lepsze niż małżeńska przysięga"
Kinga nie chciała jednak odcinać się od fanów i ze szczegółami opisuje swoją wyprawę. Przyznała, że jedzenie w stolicy Samoa "nie wygląda, ale za to smakuje", a samo miasto ma w sobie "zero uroku". Rusin, która uwielbia jeść w luksusowych, warszawskich restauracjach musiała przeżyć szok.
Po 30 godzinach lotu i przesiadkach w Paryżu, Hongkongu i Auckland lądujemy w końcu na wyspie Upolu, w miejscowości Apia, czyli w stolicy Samoa - napisała na Facebooku. Jest parno, jak to w tropikach i już ciemno, chociaż dopiero 18:00. Bierzemy z firmy Samoa Rentals lekko zdezelowany, terenowy samochód (jesteśmy później kilkakrotnie wdzięczni za ten napęd na cztery koła) i tak rozpoczynamy naszą wyprawę po Oceanii, która zgodnie z planem ma się skończyć za 6 tygodni na archipelagu Fiji. Apia, to lokalna metropolia z jednym kolonialnym hotelem i jednym nowobogackim resortem, nie mającym nic wspólnego z klimatem wyspy. A poza tym zero uroku. Późną kolację jemy w barze The Edge przy porcie, jedynym otwartym, który szczęśliwie ma lepsze jedzenie niż wygląda. Tu próbuję lokalnych specjałów - oka i poke. Pierwszy to tuńczyk marynowany w cytrynie i cebuli i zalany mlekiem kokosowym, drugi to polinezyjska wersja sashimi z olejem sezamowym i chilli. Przez następne dni to będzie mój zestaw na śniadanie obiad i kolację.
Dalej Kinga rozpływa się nad swoimi świetnymi umiejętnościami organizatorskimi, dzięki którym udało jej się zdobyć bilet na "wiekowy" prom. Na szczęście przed wyprawą kupiła też przewodnik i dobrze wie, które rejony Oceanii zwiedzić i gdzie warto zapozować do zdjęcia.
Po krótkiej nocy, jeszcze przed świtem wyruszamy na oddaloną o pół godziny drogi przystań promową - relacjonuje. Warto czytać dobre przewodniki bo bez wskazówek pewnie naiwnie myślelibyśmy, że bilet na prom kupimy na miejscu. Błąd! Trzeba to zrobić wcześniej, w Apii. Wiekowy prom zabiera na pokład kilka samochodów i kilku pasażerów. Początkowo zdziwienie budzą łańcuchy mocujące samochody do boków promu, ale kiedy wypływamy z atolu na otwarty ocean szybko rozumiemy ten zapobiegawczy manewr. Płyniemy na wyspę Savai'i największą i najdzikszą z wysp archipelagu, gdzie, jak mówi przewodnik Lonely Planet mamy szansę poznać Fa'a Samoa czyli typowe samoańskie życie, którego "nie mierzy się czasem" tylko rygorem i tradycją, i zobaczyć malownicze samoańskie wioski, które położone są nad oceanem, wzdłuż drogi.
Jak widać relacje z dalekich wypraw są nową pasją Kingi. Szkoda w takim razie, że celebrycki program podróżniczy w TVN zgarnęła już jej była najlepsza przyjaciółka, Hania Lis.