Choć od dawna opieka okołoporodowa w Polsce budzi wiele kontrowersji, Polki wpadły w prawdziwy popłoch, gdy dowiedziały się, że nowe standardy opieki nad rodzącymi tworzy profesor Bogdan Chazan. Zanim jego kontrowersyjna etyka traktowania kobiet przy porodzie wejdzie w życie, coraz głośniej się mówi o problemach ciężarnych, które domagają się podczas porodu znieczulenia lub cesarskiego cięcia. Najbardziej dramatyczne są historie kobiet chorujących albo z poważnymi problemami, którym odmówiono pomocy. Niedawno było głośno o trwającym 14 godzin porodzie, przy którym matce odmówiono "cesarki", w wyniku czego dziecko zmarło.
Teraz sprawę skandalicznej opieki w szpitalu nagłośniła blogerka Joanna Pachla, autorka bloga Wyrwane z kontekstu. Szpital na Karowej w Warszawie miał pecha, że nie trafiło na kobietę, która pod presją stresu, zmęczenia i obaw o dziecko odpuści sprawę. Autorka popularnego bloga zadbała, żeby fani dowiedzieli się, jak została potraktowana nie tylko jako matka uzależniona od systemu służby zdrowia, ale także kobieta chorująca na mięśniaka macicy, dla której to prawdopodobnie pierwsza i ostatnia ciąża.
Na dziecko decydowałam się świadomie, ale i pod presją czasu - napisała. Ponad pięć lat temu zdiagnozowano u mnie mięśniaka macicy. Niby nic poważnego, a jednak ułożony tak, że usunąć się go nie da. Chyba, że z całą macicą. Lekarze próbowali wszystkiego - były eksperymentalne kuracje, gdzie za jedno opakowanie leku płaciłam 700 zł, było branie na przeczekanie, była w końcu embolizacja, którą lekarz prowadzący określił mianem "wywołania zawału, tylko w brzuchu". Z mięśniakiem nie udało się wygrać. Zabieg pomógł, owszem. Ale na krótką metę. Okazałam się jednym z tych nielicznych przypadków, którym mięśniaki się odradzają. W styczniu zeszłego roku usłyszałam więc, że ciąża albo już, albo wcale. Z tym, że trudno może być zajść, a jeszcze trudniej utrzymać. (...)
Dlatego jeszcze przed zobaczeniem dwóch kresek na teście było jasne, że jak poród, to tylko przez cesarskie cięcie. Nie dlatego, żebym sobie tego życzyła (choć nie boję się przyznać, że i bez wskazań tylko tę opcję brałabym pod uwagę), ale dlatego, że poród siłami natury mógłby zagrażać mnie i mojemu dziecku. Przez całą ciążę bywało z nim różnie - raz rósł szybciej, raz wolniej. Na szczęście dziecko z nim w końcu wygrało. Co więcej, pod koniec ciąży powiedziane zostało wprost, że może zdołałabym urodzić z nim naturalnie. Natomiast "bezpieczniej byłoby nie". Tyle kwestią teorii. Na początku 39. tygodnia ciąży przyszła jednak praktyka. (...) Wiem, że masa kobiet załatwia sobie lewe wskazania psychiatryczne i nie dziwię im się ani trochę. Sama jednak mam za sobą półtora roku psychoterapii. Wiem, jak moje ciało reaguje na lęk i nie chciałam dopuścić do sytuacji, w której po poporodowej traumie znów kilka miesięcy czy lat musiałabym się emocjonalnie zbierać. A wszyscy mówili to samo - że prawa pacjenta są w szpitalach pogwałcane, że nikt nie patrzy na wskazania od kardiologa, ginekologa, okulisty. Że tylko wskazania psychiatryczne są tymi, których personelowi nie wolno podważyć. Dlatego tak, zabezpieczyłam się wtedy podwójnie i wzięłam papier także od psychiatry. Bo zwyczajnie miałam do tego prawo.
Ba, w połowie ciąży pojawił się też zakrzep żył okołoodbytowych - nie próbujcie sobie tego wyobrażać ani nie wpisujcie nazwy w Google. Dość wspomnieć, że człowiek z bólu chodzi po ścianach, a w przypadku porodu siłami natury możliwym powikłaniem jest wypadnięcie odbytnicy. Zapytałam proktologa, czy w takim razie jeszcze od niego mogę prosić wskazanie do operacji. Co usłyszałam? - "Proszę pani. Odbytnica może wypaść, ale nie musi. Może pani próbować rodzić naturalnie, więc ja pani takiego zaświadczenia nie dam. Ale tak między nami, to powiem pani, że to dobrze, że ma je pani z innych źródeł".
Blogerka ze szczegółami zrelacjonowała poród w warszawskim szpitalu, w którym od razu domagała się cesarskiego cięcia.
Lampka alarmowa zapaliła mi się już w momencie, kiedy położono mnie na sali porodowej. Pytałam kilkukrotnie, czy na pewno wykonają mi cesarskie cięcie - w razie czego, wciąż miałam przecież czas na przeniesienie się do innego szpitala. - "Tak, przecież ma pani wskazania". Około dwudziestej wyłam już z bólu. Skurcze były coraz częstsze, miałam wrażenie, że coś od środka miażdży mi kości. Bolało wszystko - nawet każdy krok Pawła wokół łóżka. Kiedy przychodził kolejny skurcz, krzyczałam, że ma się nie ruszać. Na zmianę płakałam i jęczałam. Kiedy przyszła lekarka, przyciągnęła ze sobą stado studentów, chociaż nikt mnie o zgodę nie pytał (…).
Usłyszałam, że mięśniaki mogą się w ciąży przemieszczać - problem w tym, że na kontroli u swojego ginekologa byłam tydzień wcześniej, więc to nierealne, żeby nagle przemieścił się na drugą stronę. To nic, że miałam ze sobą całą dokumentację medyczną - bitych 9 miesięcy ciąży. Lekarka zażądała wszystkich badań mięśniaka, od dnia wykrycia. Czyli z jakichś pięciu lat. Kiedy powiedziałam, że nie mam ich przy sobie, ba - nie mam ich nawet w Warszawie - usłyszałam lekceważące: "To pani akurat wie, co pani tam ma!". Pięć lat regularnych wizyt za astronomiczne pieniądze. Tabletki, konsultacje, w końcu zabieg. I od lekarki, która widzi mnie pierwszy raz w życiu na oczy słyszę, że co ja tam wiem i że to chyba jest to. I że mięśniak "najprawdopodobniej nie przeszkodzi w porodzie, więc może zatem próbujmy". (...) Spróbujcie to sobie wyobrazić. Leżycie przytomni na stole, wszystko słyszycie, wszystkiego jesteście świadomi. I słyszycie, że lekarz, który właśnie rozciął Wam brzuch i wydobył z niego dziecko, dzwoni po radę do przyjaciela. A zanim ten odbierze, pyta mnie, czy wycinamy tego mięśniaka, czy nie. Powiedziałam, że nie wiem. Że niech oni decydują, bo ja przecież się nie znam. Nie wiem, czy warunki są odpowiednie, czy nie grozi nam wizja krwotoku. - "To ja mam za panią decydować?! Przecież to pani macica!"
Jednak to koniec smutnego opisu porodu blogerki. Jak się okazuje, lekarze nie wykazali się nawet odrobiną empatii.
Na szczęście ordynator zabronił wycinać. Zszyli mi brzuch, po raz kolejny wypomnieli, że jestem leniwa, że co to za filozofia urodzić naturalnie – twierdzi z żalem. Ale najlepsze usłyszałam na koniec: "Pani myśli, że jest po wszystkim? To teraz pani zobaczy, jak będzie pani z tym brzuchem fajnie. A później pozdrowi pani od nas swojego doktora".