Dotychczas powszechnie uważano, że "dobra zmiana" najmocniej dotknęła Telewizję Polską, z której zwolniono niemal wszystkich dziennikarzy uchodzących za "wrogów" Prawa i Sprawiedliwości. Zapomniano jednak w Polskim Radiu, z którego w ciągu kilkunastu miesięcy odeszło lub zostało zwolnionych wielu specjalistów w swojej dziedzinie: reporterów, serwisantów, twórców kabaretowych i dziennikarzy. "Dobra zmiana" zmieniła także ramówkę stacji - w ten sposób, by słuchacze nie natknęli się przypadkiem na "wywrotowe" audycje kabaretowe lub programy kulturalne promujące coś więcej niż kult żołnierzy wyklętych.
Kroplą, która przelała czarę goryczy, okazało się "odejście" z Trójki Roberta Kantereita i Artura Andrusa, którzy nie dostali zgody na współpracę z TVN24. Zarząd Polskiego Radia uważa, że "odeszli na własne życzenie", pomijając fakt, że do tej pory ich pracownicy nie musieli rozwiązywać takich dylematów. Nieco więcej o atmosferze pracy w Polskim Radiu opowiedział Michał Olszański, pracujący też w TVP. Jego wywiadu PR jakoś nie skomentowało: Olszański też stawia się zarządowi Trójki? "Oczekuję jakiejś rozmowy. Mamy wrażenie, że stacja traci swój charakter"
Olszański zdradził między innymi, że wśród pracowników Trójki panuje cicha umowa, według której nikt nie chce objąć programów po Andrusie i Kantereicie. Mało tego, coraz więcej dziennikarzy nie chce po prostu pracować w stacji, co udowodnił właśnie Wojciech Zimiński, który z Trójki odszedł dobrowolnie, na znak solidarności z kolegami.
Wszyscy mają jakieś swoje "dopóki". I to moje "dopóki" właśnie nastąpiło. Moja wytrzymałość na świństwo się skończyła - komentuje Zimiński dla Gazety Wyborczej. Nie odpowiada mi koncepcja mediów publicznych, które służą wyłącznie jednej stronie. Nie odpowiada mi tępienie, niemal fizyczne, ludzi z innymi poglądami. Z Programu 3 za poglądy wyleciało już kilkadziesiąt osób.
Zimiński dodał, że z podobną decyzją nosił się od dawna, właściwie od momentu, gdy z Trójki zwolniono Jerzego Sosnowskiego, pracującego w stacji od kilkunastu lat.
Już wtedy nachodziły mnie myśli, że należy dać nogę. Ale mówiłem sobie, że gadam do i dla słuchaczy, a nie dla prezesów - mówi Zimiński. Teraz stężenie świństwa było dla mnie za wysokie. Ale odczuwam głęboką solidarność z tymi, co tam ciągle trwają.
Ciekawe zresztą, jak długo "inni" będą tak trwać. Przypomnijmy, co działo się zaledwie rok temu: Mann, Niedźwiedzki i Andrus zostaną wyrzuceni z Trójki?!