W listopadzie, w wieku 94 lat, po długiej chorobie zmarła Alina Janowska - lubiana aktorka teatralna, filmowa i telewizyjna. Legenda polskiego kina cierpiała na chorobę Alzheimera. Ostatni raz pojawiła się publicznie w 2013 roku. Janowska była dwukrotnie zamężna. Jej drugi mąż, Wojciech Zabłocki po jej śmierci opowiedział o tym, jak zmagał się z chorobą żony, na którą cierpiał wcześniej też jej brat.
Teraz Zabłocki postanowił opowiedzieć z kolei jak będą wyglądały pierwsze święta bez ukochanej żony. Mężczyzna udzielił szczerego wywiadu dziennikarzowi Faktu, Bartoszowi Pańczykowi.
Na szczęście spędzę je z liczną rodziną, więc będzie mi raźniej - mówi wdowiec. Gdy wnuki będą biegać wokół choinki, trudno będzie się do nich nie uśmiechnąć i oderwać na chwilę od myśli, które ciągle krążą wokół śmierci żony. Ważne dla mnie jest, że wszyscy, jak co roku, przyjadą do mojego domu, w którym mieszkałem z Aliną. Dzięki temu będę mógł się czuć jak zawsze, bo tradycja zostanie zachowana. Chociaż będzie zupełnie inaczej, bo przecież zabraknie najważniejszej osoby w moim życiu.
Mąż zmarłej aktorki zapewnia, że święta nadal go cieszą i przy świątecznym stole znajdzie się miejsce na wspomnienia o Alinie.
Nie ma już ze mną żony, ale będę miał wokół siebie całą rodzinę, która na co dzień jest rozrzucona po świecie. Wie pan, że mam dziesięcioro wnuków? Mam dla kogo żyć! Na pewno będziemy wspominać Alinkę, co w szerokim gronie będzie łatwiejsze.
Zabłocki przyznaje, że ważne jest dla niego, aby wnuki pamiętały babcię.
Najbardziej za nią tęskni najstarszy Ignacy, z którym Alina bardzo lubiła się bawić. Cieszę się, że dzieci same z siebie z radością oglądają filmy z babcią. Bardzo mnie to wzrusza i jestem z nich dumny. Planujemy, by w pierwszy dzień świąt zrobić sobie maraton filmowy z Alinką - ujawnia wdowiec.
Pan Wojciech zdradził też, jak jego żona podchodziła do świąt.
Od gotowania wolała robić zakupy. Wnukom i dzieciom zawsze dawała praktyczne prezenty. W planowaniu i organizowaniu była mistrzynią. W przyrządzaniu potraw polegała na gospodyni, chociaż sama od siebie też coś zawsze przyrządziła. Kochała karpia po żydowsku i kutię i nie wyobrażała sobie, by zabrakło tego na stole. Doskonale umiała stworzyć klimat i zadbać o domowe ognisko. Przy niej zawsze wszystko było na swoim miejscu - wspomina Zabłocki.
Niestety tak było do czasu aż aktorka zachorowała. Wdowiec przyznaje, że w ostatnich latach była nieświadoma i nieobecna.
Alina już wtedy nie kontaktowała, więc nawet nie była świadoma, że jest Boże Narodzenie. Trudno powiedzieć, że je z nami obchodziła. Oczywiście podzieliłem się z nią opłatkiem, ale to by było na tyle. Alina zaczęła chorować stopniowo, więc wszyscy przygotowywaliśmy się, że kiedyś jej zabraknie. Od kilku lat z roku na rok gasła i było jej z nami coraz mniej. Gdy choroba postępowała, była rozkojarzona, czasem pomyliła tekst ukochanych kolęd. Pamiętała wydarzenia sprzed 50 lat, a pytała kilka razy o coś, co działo się wczoraj czy nawet tego samego dnia. Wolę pamiętać ją sprzed choroby i o takiej opowiadać - przyznaje pan Wojciech. Ona od kilku lat leżała w łóżku nieobecna. Nie mogę być egoistą i dyskutować z Panem Bogiem. Trudno mówić tu o uldze, ale wolę myśleć o komforcie Aliny. Teraz przynajmniej nic już ją nie boli. W niebie znowu może być sobą, czyli pełną sił kobietą, którą roznosi energia i która wszystko pamięta. Bo zanim zaczęła chorować, miała świetną pamięć - do tekstów ról, do faktów ze swojego życia czy wydarzeń na świecie. Oczywiście pustki w sercu po jej śmierci nic już nie wypełni, bo Alina była miłością mojego życia. Liczę się z tym i doskonale z tego zdaję sprawę. W ogóle mówić o niej w czasie przeszłym to dla mnie jeszcze abstrakcja.
_
_
__