Wojna celebrytów z mediami rozgorzała własnie na dobre. Fotoreporterzy rzucają mocne oskarżenia - twierdzą, że gwiazdy kradną im setki zdjęć i jeszcze na tym zarabiają, nie płacąc za to nawet złotówki. Aż tak im szkoda pieniędzy, które zarabiają na promowaniu różnych marek?
Od lat trwa wojna "my kontra gwiazdy" czy "gwiazdy kontra fotoreporterzy", jednak celebryci wciąż nie wyciągnęli żadnych lekcji. A przecież gwiazdy by nie istniały i nie zarabiały, gdyby nie media. Tym bardziej zaskakujący jest dla nas fakt, że celebryci nie tylko tego nie pojmują, ale też brną coraz dalej w tych konfliktach. Na przykład bezwstydnie okradając agencje fotograficzne, które zapewniają im zarobki i promocję.
Jakiś czas temu Sonia Bohosiewicz powiedziała butnie, że nie potrzebuje fotografów, bo sama sobie lepiej robi zdjęcia i w dobie Instagrama ich zawód nie jest już potrzebny. W nagrodę podczas premiery fotoreporterzy odłożyli aparaty i nie robili jej zdjęć na ściance mimo, że dumnie pozowała.
Okazuje się jednak, że sytuacja z aktorką to wierzchołek góry lodowej, bowiem profesjonalne fotografie z premier i pokazów nie tylko są gwiazdom potrzebne, ale wręcz tak im się podobają, że... kradną zdjęcia i publikują je bezprawnie. Fotoreporterzy, pieszczotliwie nazywani "kotleciarzami" (od "kotletów", czyli bankietów z udziałem gwiazd) w rozmowie z Pudelkiem z oburzeniem podsumowują, że po każdej imprezie gwiazdy i organizatorzy eventów kradną im średnio po 100 zdjęć.
Okazuje się, że gwiazdy, które teoretycznie świetnie sobie radzą dzięki "selfie", w rzeczywistości na swoje media społecznościowe wrzucają zdjęcia fotografów, za które oczywiście nie zapłaciły nawet złotówki. Zjawisko "zdjęć niczyich" jest na tyle powszechne, że "kotleciarze" postanowili walczyć z łamaniem prawa. Co ciekawe, w "złodziejskim" procederze przodują takie nazwiska jak Małgorzata Rozenek czy Joanna Jabłczyńska, które szczycą się prawniczym wykształceniem.
Wykorzystałam zdjęcie z strony TVN. Skopiowałam je z galerii - mówi w rozmowie z Pudelkiem Joanna Jabłczyńska. Jako prawnik z wykształcenia powinna doskonale wiedzieć, że nie ma prawa do zdjęcia, bo nawet jeśli TVN wykupił jednorazowo zdjęcie do publikacji, nie przekazuje go na inne osoby.
Po każdej oficjalnej imprezie konta socialowe gwiazd zalewane są pięknymi fotografiami ze ścianki. Gwiazda promuje nimi: projektantów, którzy pożyczyli kreacje, fryzjerów którzy uczesali, firmę która udostępniła biżuterię i wszyscy są zadowoleni. Oprócz fotografa. "Kotleciarze" czyli profesjonalni fotoreporterzy mają dość takiego stanu rzeczy.
Zdjęcia są własnością fotografa, który wystawia wykonane zdjęcia do sprzedaży agencji. Te sprzedają je portalom, jak Pudelek i gazetom do jednorazowej publikacji. Portale nie są odpowiedzialne za sprzedaż. Nie można kopiować zdjęć z portali, to bezprawne. Licencje na fotografię nabywa się po zapłacie za dane zdjęcie - tłumaczy procedurę jeden z fotoreporterów w rozmowie z Pudelkiem.
Jednak okazuje się, że osoby publiczne, których usta wypchane są frazesami o obronie "dóbr osobistych" i wartości pracy artystycznej, czasami same bezczelnie przykładają rękę do okradania fotografów z owoców ich pracy. Wśród nich są między innymi Kinga Rusin, Julia Wieniawa czy Paulina Szmasz-Kurzajewska. Poza celebrytkami podobny proceder uprawiają znane firmy, które kopiują zdjęcie z konta gwiazdy, mniej lub bardziej świadomie łamiąc prawo.
Gwiazdy oznaczają marki z którymi współpracują. A te puszczają to u siebie, w ten sposób dwa razy łamią prawo. Rozpowszechniają w social mediach zdjęcie, do którego nie mają prawa i dają możliwość korzystania ze zdjęć osobom i firmom za darmo. Przez co my nie zarabiamy. Jest lans, blichtr szyk styl, każdy zarabia tylko nie my - mówi fotoreporter Pudelkowi.
Dochodzi do wręcz komicznych paradoksów, kiedy to gwiazda zaangażowana w kampanię propagującą legalny dostęp do kultury, promuje się zdjęciami "bez autora". Na przykład Agnieszka Dygant. Przy okazji ukradzionym zdjęciem promuje swój film, projektantkę i makijażystkę.
Zdarza się, że fotografowie interweniują sami. Pisząc do gwiazd, że wykorzystane zdjęcie ma swoją cenę, oraz autora i można je spokojnie kupić w konkretnej agencji. Odpowiedzi są absurdalne, np. "to może mi po prostu nie rób".
Absolutny majstersztyk to zdjęcie z konta Julii Wieniawy. Sylwetka aktorki została "wycięta" ze ścianki, z agencyjnego zdjęcia, wklejona na tło z chmurek i tak oto mamy autorski kolaż, który można spokojnie wykorzystać. I tak się stało - gazeta Flesz opublikowała zdjęcie ze źródłem "Instagram". Takich kuriozalnych sytuacji jest wiele.
Poprosiliśmy niektóre z gwiazd o komentarz, m.in. Małgorzatę Rozenek, ale nie doczekaliśmy się odpowiedzi.
Na Instagramie można publikować fotografie, których jest się autorem bądź nabyło się do nich prawa. Wśród naszych celebrytów jednak prawo swoje, a rzezczywistość swoje. Ostatnio reporterzy zbojkotowali aktorkę Sonię Bohosiewicz. Za chwilę profile gwiazd, które wykorzystują prace fotografów mogą być blokowane. Za granicą dochodziło już do takich sytuacji - w ubiegłym roku Instagram zablokował konto gitarzysty Queen, Briana Maya, który bezprawnie zamieścił na swoim profilu zdjęcia z koncertu. Jak udało nam się dowiedzieć, wiele kradzionych zdjęć już zostało zgłoszonych jako naruszające regulamin. Wyobrażacie sobie Internet bez kont blogerek, Małgorzaty Rozenek, Kingi Rusin, czy jeszcze paru innych gwiazd?