Maryla Rodowicz ma za sobą ciężkie dwa lata. Kryzys rozpoczął się w weekend majowy 2016 roku, gdy z rezydencji w Konstancinie wyprowadził się mąż artystki, Andrzej Dużyński. Podobno uznał, że w jego związku z Maryla brakuje namiętności, z czasem jednak okazało się, że miał dość jej prywatnych zwierzeń w tabloidach.
Po wyprowadzce Dużyńskiego Marylę wspierała jej mama, Janina Rodowicz-Krasucka. Piosenkarka namówiła mamę, by wprowadziła się do jej domu w Konstancinie. Uznała, że wtedy będzie mogła zapewnić jej najlepszą opiekę. Niestety, wiosną zeszłego roku starszą panią dopadło przeziębienie, które szybko przekształciło się w zapalenie płuc. Mimo wysiłków personelu szpitalnego, nie udało się jej uratować.
Maryla bardzo przeżyła śmierć ukochanej mamy. Dosłownie kilka dni po niej zmarł wieloletni przyjaciel Rodowicz, Zbigniew Wodecki. Tym wszystkim nieszczęściom towarzyszyła awantura wokół festiwalu opolskiego, o którego klęskę oskarżają się wzajemnie Maryla i prezes TVP Jacek Kurski.
Niestety, nie można powiedzieć, że najgorsze już minęło. Kryzys małżeński Rodowicz i Dużyńskiego nadal trwa, a ze śmiercią mamy piosenkarka do tej pory nie może się pogodzić.
Ostatni tydzień leżała w szpitalu - wspomina Rodowicz w Gazecie Dzienniku Prawnym Była coraz słabsza. Kiedy umarła, przyjechał po mnie mój menedżer, który jest też specjalistą od pogrzebów, w tym sensie, że wie, gdzie i co załatwić, zorganizować. Poprosiłam, żebyśmy wrócili do szpitala, do kostnicy. Chciałam po prostu ją zobaczyć. Obejrzałam ciało i stwierdziłam, że to nie ona, nie moja mama, tylko coś, co po niej zostało. Stężałe ciało, woskowa skóra. A przecież moja mama była pełna życia, pogodna, grała w brydża, malowała, lubiła mężczyzn. Po śmierci mamy sprowadziłam z Włocławka trumnę jej mamy, a mojej babci, żeby było jej raźniej, żeby mama była spokojniejsza. Teraz chcę jeszcze sprowadzić prochy czterech osób z Wilna - siostry mojej mamy, która umarła w czasie II wojny, a miała zaledwie 16 lat, ojca mojej mamy i moich pradziadków. Spytałam cmentarnego, jak się zmieszczą w tym jednym grobowcu i powiedział, że zrobimy małe trumienki. Do tej pory mamy leżała sama w zimnym grobie. Teraz będą wszyscy razem.
Po śmierci mamy w głowie Maryli zrodził się oryginalny pomysł, którym postanowiła podzielić się z gazetą.
Ja nie umrę - zarzeka się. To moje postanowienie i tego się trzymam. Poza tym coraz więcej jest ludzi żyjących powyżej setki. Co prawda nie wyglądają zbyt dobrze, ale ja mam świetne kremy. Bardzo drogie. Wstydzę się powiedzieć, jak drogie. Mam nowe tytanowe biodro. Dzwoni mi na lotnisku. Czasem mnie rewidują. Zapraszają do specjalnego pokoju. Trzeba ściągnąć majtki i pokazać bliznę. Agnieszka Osiecka zaraz by napisała piosenkę o nowym biodrze...