Do pewnego momentu Ewa Chodakowska właściwie nie miała konkurencji w swojej branży. Nie licząc zapomnianej Marioli Bojarskiej-Ferenc, w gałęzi fitnessu i zdrowego stylu nie było celebrytki, która zgromadziłaby wokół siebie większe grono zwolenniczek. W ten niezagospodarowany rewir Ewa odważnie wkroczyła ze swoimi planami treningowymi, które "podniosły z kanapy" niejedną Polkę. Z czasem jednak, nowych "fit influencerek" zaczęło przybywać jak grzybów po deszczu. Co więcej - szybko zaczęły oferować znacznie więcej niż Chodakowska - własne batoniki, książki czy stroje sportowe. Ewa próbuje dotrzymać im kroku, ale trudno nie odnieść wrażenia, że zawsze jest trochę w tyle. Ostatecznie jednak w jej ofercie także pojawiły się poradniki i dietetyczne słodycze.
Ostatnio postanowiła, podobnie jak Jessica Mercedes, wypuścić własną markę kostiumów kąpielowych. W tym celu założyła na Instagramie oddzielny profil o nazwie ChodaStyle, nie informując jednak fanek, że z czasem zamierza go przekształcić w profil swojej nowej marki. Tysiące kobiet poczuły się oszukane, gdy pewnego dnia nazwa profilu się zmieniła i okazało się, że nieświadomie zostały followerkami kolejnego produktu Chodakowkiej. Na profilach Ewy rozpętała się awantura, a internautki zarzucały swojej idolce, że je "sprzedała". Ta z kolei kasowała ich wypowiedzi, blokowała profile i agresywnie sugerowała, że piszą komentarze pod wpływem alkoholu.
Pogardliwy ton, z jakim zwracała się do fanek zaskakuje tym bardziej, że bez nich Ewa nie zbudowałaby swojego "imperium". Możliwe, że ktoś jej to uświadomił, bo w następnych wpisach trenerka tłumaczyła, że "ma w sobie ciemniejszą stronę" i zdarza jej się wybuchnąć. Teraz próbuje całe zamieszanie obrócić na swoją korzyść.
W najnowszym wpisie twierdzi, że dopiero teraz może powiedzieć prawdę, a cała akcja miała na celu... wspomaganie instytucji charytatywnych.
Nareszcie! Mogę powiedzieć wszystko. Od lat wiele miesięcy w roku spędzam w bikini. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że po drodze dostawałam propozycje współpracy. Nie chciałam jednak być tylko związana z daną marką, nie chciałam jedynie reklamować produktów. Chciałam stworzyć coś, co niesie ze sobą misję. Parę lat temu spotkałam kobietę (...) Dotychczas współpracowała z największymi domami mody na świecie, żeby po latach wpaść na mnie - mrówkę robotnicę. Doceniła moją pasję, pracowitość i zaproponowała stworzenie wspólnego projektu - pisze o sobie skromnie Ewa. Marki, która (...) pomaga innym. Mission Swim będzie wspierać fundacje charytatywne... nie jednorazowo, a na stałe, stąd nazwa, stąd idea, która ma za zadanie inspirować.
Na koniec Ewa rzuciła górnolotnym hasłem.
Razem możemy zmienić ten świat na lepsze! - napisała.
Zastanawiające, że skoro od początku planem Ewy była "misja charytatywna", nie napisała tego od razu, gdy wybuchła awantura z fankami. Myślicie, że faktycznie ma dobre intencje czy po prostu dramatycznie próbuje ratować upadający wizerunek?