Quebonafide na scenie rapowej prężnie rozwija się od wielu lat. Choć niemal wszystkie utwory w krótkim czasie od premiery stają się hitami, sprzedaż płyt plasuje się na szczycie OLiS, a sale koncertowe każdorazowo wypełnione są po brzegi podczas jego występu - na pierwsze strony gazet trafił dopiero dzięki związkowi z Natalią Szroeder.
Jak się okazuje, taki obrót spraw męczy Kubę Grabowskiego - bo tak naprawdę nazywa się raper. W ostatnim wywiadzie przyznał, że dla jego natury introwertyka, sława bywa męcząca.
Jednak piszczące fanki to nie jedyny problem Quebonafide. Raper o bardzo wyrazistym wizerunku przyznał, że spotkały go z powodu wyglądu nieprzyjemności. W rozmowie z szefem wytwórni Stoprocent, Winim, wspomniał historię kupna auta, którego nikt nie chciał mu sprzedać:
To było dwa lata temu. Pojechałem z jakąś szaloną fryzurą do pierwszego salonu w Łomiankach. Jakiś gość mówi: "No za chwilę do pana podejdę", ale czekaliśmy chyba ze cztery godziny i ten gość nie przyszedł, w ogóle nie potraktował mnie poważnie, więc pojechaliśmy do innego salonu, do Warszawy, gdzieś w centrum i też jakaś taka gadka: "Pan tak na poważnie?", ja z tą torbą z Biedronki z tym hajsem w środku, mówię, że poważnie i dopiero w trzecim salonie mi sprzedali samochód - opowiada Que.
Myślicie, że chodziło o włosy czy banknoty w reklamówce z supermarketu?