Od kilku dni w mediach głośno jest o księdzu Jacku Stryczku, który przez lata prowadził akcję charytatywną Szlachetna Paczka. Prowadził, bo właśnie złożył rezygnację ze stanowiska prezesa po tym, jak Onet opublikował szokujący reportaż o pracy w stowarzyszeniu Wiosna. Janusz Schwertner poznał kilkadziesiąt przerażających historii byłych pracowników Wiosny, którzy byli poniżani, zastraszani i obrzucani błotem przez księdza Stryczka.
Przypomnijmy: Twórca Szlachetnej Paczki, ksiądz Jacek Stryczek znęcał się nad pracownikami? "Wrzeszczał: kim ty w ogóle jesteś?"
Niestety, wygląda na to, że złożenie rezygnacji to dla księdza Stryczka jedynie ruch wizerunkowy, bo mężczyzna nie widzi w swoim zachowaniu nic złego. W rozmowie z Wirtualną Polską zaznacza, że w jego stowarzyszeniu nie było nigdy zarejestrowanego przypadku mobbingu, zapominając chyba, że to byłoby efektem postępowania sądowego, do którego po prostu nie doszło. Oczywiście ksiądz uważa, że nikogo nie mobbingował:
W Wiośnie nigdy nie było udokumentowanego przypadku mobbingu, co jako Zarząd podkreśliliśmy. Osoby, które wypowiadają się w tym tekście, wkładają duży wysiłek, żeby przywołać sytuacje, które mogą mieć znamiona mobbingu, natomiast uważam, że moje zachowanie mieściło się w przyjętych normach - mówi.
(...) Ja nie krzyczę i nie przeklinam. Owszem, były spotkania "porażkowe" - takie, gdy oczekiwałem dobrych wyników, a ich nie było. Rozumiem, że rozliczanie pracowników jest dla nich trudne. A ja jestem wymagający.
Zdaniem księdza Stryczka przyczyną trudnej sytuacji był kryzys organizacyjny i fakt, że to on musiał zajmować się nadzorem pracy. Stryczek sugeruje nawet, że tak poświęcał się temu "nadzorowi", że sam zachorował.
Jako prezes miałem wybór: wchodzę w rolę dyrektorów, których nie ma, albo organizacja się rozpadnie. I to był regres dla mnie, bo musiałem weryfikować pracę wielu osób. I rozumiem, że taka sytuacja, gdy prezes dużej organizacji, liczącej 150 osób, wchodzi na poziom operacyjny, jest trudna. Musiałem uczestniczyć w zwolnieniach. Nie ukrywam, że to był dla mnie trudny czas i zakończył się moją chorobą - tłumaczy.
Oczywiście zdaniem duchownego szokujący reportaż przedstawia tylko jedną stronę konfliktu. Dziwnym trafem Stryczek unika odpowiedzi na zarzut, że przecież autoryzował trzygodzinny wywiad, jakiego udzielił przy powstawaniu tekstu. Jego zdaniem ktoś po prostu chce go zniszczyć, bo "jako ksiądz nie może być pokazywany w mediach pozytywnie". Aktualnie panuje przecież coś na kształt "spisku antyklerykalnego", w ramach którego mówi się o pedofilii w kościele i innych naruszeniach.
(...) Wiem, że są ludzie, którzy chcieli przedstawić drugą stronę medalu. Materiał jest jednostronny. Przed chwilą dostałem kolejną informację o osobie, która nie tylko chciała się spotkać z dziennikarzem, ale też podsyłała mu różne informacje. W domyśle - pozytywne. Tego również w tekście nie ma - żali się. (...) Od pewnego czasu jako ksiądz nie mam szans na to, żeby być pozytywnym bohaterem w mediach. A w tych opisach, jaki jestem, nie odnajduję się. Ja się tak nie zachowuję.
Wierzycie księdzu? Trudno chyba uznać, że kilkanaście osób zmyśliło historie o negatywnym stosunku Stryczka do Jurka Owsiaka czy osób otyłych...