Odkąd Doda i Emil Stępień wzięli ślub, artystka zdaje się mieć nieco lepszą prasę. Małżeństwo przysłużyło się też producentowi filmowemu, który niezbyt dobry wizerunek może teraz przełamywać ujeżdżaniem mechanicznego konia czy słodkimi zdjęciami z wybranką serca. Ta dobra passa zakochanych może się właśnie kończyć, bo w Dużym Formacie, dodatku do Gazety Wyborczej, ukazał się obszerny reportaż opisujący działania Stępnia. I jest to lektura o tyle ciekawa, co stawiająca Emila w złym świetle.
Grzegorz Szymanik, autor teksu, porozmawiał z kilkoma inwestorami, którzy mieli ulokować swoje środki w produkcję filmu o Dywizjonie 303. Przypomnijmy, że w sierpniu 2018 roku swoje premiery na temat tej legendarnej formacji wojska miały aż dwa filmy.
Jednym z filmów był 303. Bitwa o Anglię w reżyserii Michaela Paszko. Początkowo w zbieranie funduszy na powstanie produkcji zaangażowany był właśnie Emil Stępień. Z informacji, do jakich dotarła Gazeta Wyborcza wynika, że mąż Dody podpisywał ze zdobytymi inwestorami umwy i ściągał od nich należne z tego tytułu fundusze na produkcję. W międzyczasie firma produkująca film rozwiązała umowę ze Stępniem.
Mieliśmy z nim bardzo utrudniony kontakt. Budżet filmu wzrósł, a finansowania od Stępnia nie było. Więc jednostronnie rozwiązałem umowę z Ent One Investments (firma Emila - przyp. red.) - mówi w rozmowie z Wyborczą Paszko.
Jak donosi autor artykułu, Emil jednak nie przestał zbierać pieniędzy na film. Co więcej, wedle informacji Wyborczej wysyłał inwestorom raporty z działań i wyników finansowych. Te są informacjami publicznymi, więc miał nie mieć problemu ze znalezieniem ich.
Równolegle Stępień miał mieć problem z płaceniem partnerom za film Pitbull. Ostatni Pies. Kiedy zacząłem go pytać o pieniądze, przestał odbierać ode mnie telefony. Albo mówił, żebym czytał komunikaty. Albo że jak wyjdzie DVD, to coś dostanę. Naciskałem, to straszył kancelarią prawną - mówi Wyborczej Jacek Ossowski, producent sprzętu medycznego z Zabrza, który zainwestował w ten film niecały milion złotych.
Inny inwestor, chcący zachować anonimowość, twierdzi, że Stępień szantażował go niewygodnymi materiałami. Kiedyś zaprosił mnie na bankiecik w Warszawie. Był alkohol. W pewnym momencie Stępień powiedział, że chętnie poszedłby na jakieś dziewczyny. I poszliśmy do klubu go-go. Nic tam nie było, posiedzieliśmy, napiliśmy się wódeczki. I kiedy zacząłem pytać o pieniądze, napisał mi, że ma nagrania z tego lokalu. Opublikuje je i wyśle mojej rodzinie. Mam to na mailu. Złożyłem doniesienie do prokuratury. Byłem już w tej sprawie przesłuchiwany - zwierzył się w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Autor tekstu postanowił podjąć próbę kontaktu ze Stępniem. Ten początkowo go zbywał. Dziennikarz spróbował podjąć więc inny trop i odezwał sie do Władysława Pasikowskiego, reżysera Pitbull. Nowe porządki, z pytaniem, czy ten będzie reżyserował film o jednostce GROM. To kolejna produkcja, na którą pieniądze miał zbierać Emil. Z przyjemnością po premierze filmu "Grom", o ile ja go nakręcę - odpowiedział dyplomatycznie Pasikowski.
Chwilę później niechętny wcześniej do rozmowy Stępień zadzwonił do dziennikarza.
"Rozmowa jest dziwna, nie odpowiada na pytania. Jest nerwowy, mówi szybko i niewyraźnie, bo nos ma zatkany. Pytam, czy ma coś wspólnego z filmami o dywizjonie, a on tłumaczy, że co prawda się przymierzał, ale wycofał się – i z jednego, i z drugiego. W tym drugim to był trochę jako producent, a potem koproducent, ale zrezygnował" - relacjonuje Szymanik.
Po serii pytań, na które dziennikarz nie dostał żadnej sensownej odpowiedzi, Stępień niespodziewanie rozłączył się.
Próba kontaktu z Dodą też miała spełznąć na niczym. "Przekazuję prośbę przez jej agenta Rafała Bogacza, ale ten odpowiada, żebym komunikował się ze Stępniem, a poza tym to wszystko jakieś pomówienia" - donosi dziennikarz.
Ostatecznie, jak wynika z reportażu, Emil częściowo oddał należności za film, którego nie produkował. Część inwestorów zdecydowała się zaś przekazane fundusze przesunąć na kolejną szumnie zapowiadaną produkcję na podstawie książki Dziewczyny z Dubaju.