Od listopada zeszłego roku w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Pragi-Północ toczy się proces Cezarego P., znanego jako diler gwiazd. Jak ustaliła policja, Cezary P. przez siedem lat zaopatrywał warszawskie salony w narkotyki. Wśród jego klientów przeważały osoby z pierwszych stron gazet, jednak póki co, tylko jedna się przyznała.
Poznański działacz Prawa i Sprawiedliwości Filip W. potwierdził w sądzie, że przez sześć lat wydał u Cezarego P. 750 tysięcy złotych. Jak ustaliła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, w latach 2009-2015 kupił w sumie dwa i pół kilograma kokainy.
Na podstawie prywatnych rozmów z Filipem W. oraz innymi klientami Cezarego P. Piotr Krysiak, dziennikarz śledczy, mający już na koncie sukces wydawniczy Dziewczyn z Dubaju, napisał książkę pod chwytliwym tytułem Diler gwiazd.
Chociaż w procesie Cezarego P. jeszcze nie wszystko się wyjaśniło, Krysiak najwyraźniej uznał, że lepiej kuć żelazo póki gorące, zwłaszcza że wydanie książki w listopadzie znacznie zwiększa jej szanse w rywalizacji o najlepszy prezent pod choinkę.
Kokaina to narkotyk szczególnie lubiany w pewnych kręgach - ujawnia autor w rozmowie z tygodnikiem Wprost. Jak tłumaczył Filip W., na spotkaniu nikogo nie dziwiło, że ktoś ma kokę. Dziwne było, jeśli ktoś jej nie miał. "Jeśli nie miałeś kokainy, byłeś popierdułką" - tak mówił. Wciągają politycy, celebryci, muzycy rockowi, gwiazdy małego i dużego ekranu. Członkowie zarządów spółek Skarbu Państwa, biznesmeni, dziennikarze, pracownicy agencji PR czy banków. Sprzedawał wszystkim. Najbardziej zaskoczyła mnie obecność wśród jego klientów byłego senatora PO, syna byłego premiera i byłego prezesa TK, bo to środowisko uchodzi za bardziej konserwatywne.
Jak głosiła miejska legenda, Cezary P. zapisywał dane klientów i historię transakcji szyfrem w notesie. Okazuje się, że to nieprawda.
Bardzo chciałem dotrzeć do tego notesu, ale okazało się, że nigdy takiego notatnika nie było - przyznaje z żalem Krysiak. W prokuratorskich aktach jest jedynie odręcznie napisana kartka z informacją na temat długów poszczególnych klientów. Nie wszystkie zamówienie policja nagrała. Wiele zamówień jest wysoce profesjonalnych: klient podaje miejsce, godzinę i więcej żadnych konkretów. Wielu klientów z pierwszych stron gazet *nie zamawiało towaru osobiście, tylko przez pośredników. *
Większość świadków idzie jednak w zaparte, że w życiu narkotyków na oczy nie widziała, a u Cezarego P. zaopatrywali się wyłącznie w alkohol po okazyjnych cenach. Jak ustalił Krysiak, był to szyfr.
Sprzedawał dwa rodzaje towaru. Pierwszy, który klienci kupowali pod hasłem "szampan", był kiepski i zawierał od 15 do 30 procent kokainy - ujawnia. Drugi rodzaj krył się pod hasłem "moet" i, jak wyliczyli chemicy, miał w sobie nawet 88 procent czystej kokainy. Gram "moeta" kosztował 500 złotych. Klienci na ogół gustowali w tańszym proszku.
Niestety, trafiał się też lipny towar. Pewna stewardessa poskarżyła się w sądzie, że sprzedał jej... proszek do usypiania koni, oczywiście w cenie kokainy, miejmy nadzieję, że przynajmniej tej gorszej...
Mimo to klienci darzyli Cezarego P. ufnością i trudnym do zrozumienia oddaniem.
Jedna klientka wyznała, że na rynku był Czarek, potem długo, długo nikt, a potem znowu Czarek - wspomina Krysiak. On zżył się z niektórymi, spoufalił. Być może dlatego, że ważnych klientów traktował z szacunkiem, dowoził towar jak najszybciej, nawet za Warszawę, bez marudzenia. Irytował się za to, jeśli wiedział, że klient nie zapewni mu szczególnego zysku. Czasem odmawiał transportu, kłamał, że nie ma go w mieście, podnosił głos, gdy ktoś nie uregulował długów. Szczególnie uprzejmie traktował kobiety, był szarmancki, spełniał ich życzenia. Pewnie imponował mu trochę ten wielki świat show biznesu.
W światku Cezarego każdy znał i każdy się z nim liczył, zamienił kilka przyjaznych słów na mieście, czasem zaprosił na imprezę albo koncert, to musiało nobilitować. Ale w tym biznesie prędzej czy później wpadniesz. Rzadko który diler rezygnuje sam z siebie. A od czasu wypadku Dariusza K. policja obrała za priorytet namierzenie dilera, który dostarcza towar osobom z pierwszych stron gazet.
Od dnia aresztowania 16 kwietnia 2016 roku Cezary P. przebywa w areszcie. Mimo zmniejszenia kaucji z miliona do 300 tysięcy złotych, nie zdecydował się wpłacić pieniędzy i wrócić do domu. Ma powody do obaw...?
Cezary P. nie wpłacił kaucji - potwierdza Krysiak. Być może podejrzewa, że ta przepadnie po wydaniu wyroku, więc woli siedzieć niż stracić kasę.