Dekadę temu Paweł "Luntek" Pyszczyński wywoływał kontrowersje. Czarne włosy i makijaż upodabniały go do emo. Na zamieszczanych na Youtube filmikach parodiował popkulturę jednocześnie samemu osiągając szczyty obciachu. Trzeba jednak przyznać, że nikogo nie pozostawiał wtedy obojętnym. Ukoronowaniem jego emo-kariery był występ u Ewy Drzyzgi, gdzie porównywał się do... Jezusa.
PRZYPOMNIJMY: Luntek parodiuje Tolę!
Później przepadł, by po metamorfozie wrócić na Youtube już bez taniej kontrowersji. Mimo że kanał założył w 2013 roku, to treścią zapełnia go dopiero od końcówki 2018. W jednym z ostatnich filmów ujawnił swoje zarobki. Okazuje się, że rynek pracy nie oszczędza Pawła.
Pracuję w jednej z większych sieciówek. Zarabiam 2 tysiące złotych miesięcznie. Jestem biedny. Zarabiam małe pieniądze - przyznał z rozbrajającą szczerością.
Nie pozwala jednak, by to byt określał jego świadomość.
Jestem w czepku urodzony, zawsze ktoś nade mną czuwa. Wsparcie mam duże i jest spoko. W tej sytuacji nie przeszkadza mi, że tyle zarabiam, 2 tysiące złotych od 2 lat - tłumaczył lekko zakłopotany gdańszczanin. Chwilę później wyjawił swoją wizję godnego życia.
Żeby jakoś żyć powinno się zarabiać 3-4 tysiące. Żeby żyć godnie to jakieś 7-8 tysięcy - wyliczył naprędce. Stwierdził z nietęgą miną, że mimo wszystko taki stan rzeczy mu odpowiada. Idealistycznie przedkłada atmosferę pracy ponad kwotę wpływającą co miesiąc na konto.
Lubię tę pracę, kontakt z ludźmi, ogólnie lubię ludzi. Jestem osobą kontaktową i przebojową - dorzucił autopromocyjnie. Okazuje się, że niełatwa i dość nisko opłacana praca w handlu jest dla Pawełka również rodzajem terapii.
Mimo że praca jest czasem stresująca, to moje zdrowie psychiczne podciągneło się i mocno na tym skorzystałem. Jestem wdzięczny za to, że dostałem taką szansę - spuentował.