Marsz Równości w Białymstoku wciąż budzi ogromne emocje. Sobotni pokojowy przemarsz osób domagających się równych praw dla społeczności LGBT został zaatakowany przez tłumy rozszalałych pseudokibiców, którzy nie tylko kierowali w stronę demonstrantów wulgaryzmy, ale i pluli, kopali oraz rzucali niebezpiecznymi przedmiotami. Przerażające zdjęcia i nagrania z przebiegu marszu błyskawicznie obiegły Internet. Zachowanie osób, które utrudniały przebieg parady zdecydowało się potępić szerokie grono zarówno polityków, jak i celebrytów.
Głos w sprawie zabrał również znany z głoszenia poglądów chrześcijańskich Szymon Hołownia. Na swoim facebookowym fanpage’u zamieścił obszerny post, w którym nawiązał do listu Arcybiskupa Tadeusza Wojdy skierowanego do wiernych:
Abp Tadeusz Wojda, od niedawna lider mojego rodzinnego białostockiego Kościoła, w liście do archidiecezjan napisał: "Na 20 lipca br. zaplanowany jest w Białymstoku marsz środowisk związanych z LGBT (lesbijek, gejów, biseksualistów i transwestytów). Jest to inicjatywa obca naszej podlaskiej ziemi i społeczności, która jest mocno zakorzeniona w Bogu, zatroskana o dobro własnego społeczeństwa, a zwłaszcza dzieci" - zacytował duchownego i dodał:
Po pierwsze: ktoś zatroskany powinien wyjaśnić metropolicie, że litera "T" w skrócie "LGBT" oznacza osoby transpłciowe, a nie transwestytów. Różnica mniej więcej taka, jak między episkopatem, a epidiaskopem. Taka prawda: jak się człowiek chce specjalizować w jakimś temacie trzeba najpierw niestety, doczytać.
Dziennikarz odniósł się też do fragmentu apelu księdza, w którym nawołuje, by wierni nie godzili się na szydzenie ze swojej wiary i deprawację najmłodszych:
Rozumiem, że ma on na myśli tych, którzy wczoraj w grodzie nad Białą najpierw gromko wyskandowali słowa Modlitwy Pańskiej, po czym z tych samych ust popłynęło: "Wyp...lać!", "Je...ć pe*alskie k....wy", wszystkich tych w koszulkach z napisem "Armia Boga", z których ust lał się rynsztok, tych, którzy drąc się "Bóg! Honor! Ojczyzna!" atakowali uczestników marszu, lżyli, poniżali, wyrywali transparenty. Opis pasuje jak ulał. Ci ludzie wyśmiewali wszak moje wartości i bezkarnie obrażali moje uczucia religijne, szydzili z mojej wiary i deprawowali najmłodszych. Rozumiem, że ksiądz arcybiskup wyda w tej sprawie w najbliższym czasie list pasterski, i zarządzi śpiew przebłagalnych suplikacji. Bo my je teraz śpiewamy, gdy jacyś niewierzący kpią z naszych świętości - a to przecież idzie na ich sumienie. Gdzie tu logika?! Czy jeśli zeszmacają je nasi, wierzący, czy nie powinniśmy krzyczeć do Boga tysiąc razy głośniej?! - pisze wyraźnie oburzony.
Choć Hołownia przyznaje, że osobiście nie poszedłby pewnie w marszu równości, chciałby, aby w Polsce każdy mógł swobodnie organizować zarówno marsze, jak i procesje:
Dopóki jednak Rzeczpospolita nie jest parafią, a państwem, chciałbym mieć pewność, że wolność wyrażania swoich poglądów będzie miał w niej każdy, komu zezwala na to prawo - marsz równości i procesja. A już chodzenie i wydzieranie się na tych, którzy na jedno czy na drugie idą - to rzecz, która nie mieści mi się w głowie. Naprawdę ludzie mają tyle czasu, by żyć życiem innych? Ja nie nadążam z poradzeniem sobie z własnym. Że ktoś ma czas i siły na darcie się na innych, jak mają żyć?
Na koniec niedoszły ksiądz zwrócił się do biskupów:
A do wszystkich polskich biskupów, wielu z nich to moi znajomi, po raz dwudziesty siódmy apeluję: jeśli chcecie odzyskać moralne prawo do protestów przeciw deprawacji dorosłych i seksualizacji dzieci, rozprawcie się najpierw do spodu i do bólu z deprawacją i seksualizacją, którą prowadzili wasi obecni lub byli podwładni. Nie mówię, że się za to nie wzięliście, ale nikt przytomny nie ma poczucia, że sprawa została rozliczona (a jak słyszę, niektórzy z Was w kuluarowych rozmowach wyrażają nadzieję, że "ta sprawa przyschnie") - czytamy.