W miniony piątek wczesnym popołudniem znany dziennikarz Kamil D. który już wcześniej miewał kłopoty z prawem, uderzył swoim luksusowym bmw X6M w słupek drogowy w okolicy Piotrkowa Trybunalskiego.
Policję zawiadomił kierowca samochodu, w który uderzył skoszony przez Kamila D. słupek. Na szczęście nie trafił w szybę. Jak zeznali świadkowie zdarzenia, Kamil D. jechał autostradą wężykiem.
Jadąc, widziałam, jak po prostu balansuje tym samochodem - wspominała jedna z kierowców w rozmowie z TVP. Widziałam, że nie panuje nad nim. Gdybym nie odjechała w prawo, to pewnie skończyłoby się to tak, że by wjechał na mnie.
Policja przybyła na miejsce zdarzenia odholowała należące do dziennikarza bmw z rozbitym błotnikiem i wystrzelonymi poduszkami powietrznymi na parking policyjny w Piotrkowie Trybunalskim, owczarka niemieckiego, podróżującego razem z Kamilem D. odwiozła do schroniska dla psów, skąd został po kilku godzinach odebrany przez znajomego dziennikarza, przybyłego prosto z Katowic, a dziennikarz trafił do izby zatrzymań piotrkowskiej policji.
Tam trzeźwiał do niedzieli. Dopiero wtedy z 2,6 promila alkoholu, które wykazał alkomat w chwili zatrzymania, zrobiło się zero i można było przewieźć dziennikarza do piotrkowskiej prokuratury, by złożył zeznania.
Za sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym w stanie nietrzeźwości grozi mu do 12 lat więzienia. Za jazdę po pijanemu do dwóch lat.
Prokurator, póki co, nie chce nawet słyszeć o wypuszczeniu Kamila D. za kaucją. Wystąpił do sądu o umieszczenie dziennikarza w areszcie.
Pełnomocnik oskarżonego obiecuje, że będzie walczył o jego powrót do domu.
Nie ma żadnych powodów, by wniosek znalazł zastosowanie i na posiedzeniu aresztowym będziemy starali się z drugim pełnomocnikiem dowieść, że jest błędny - zapowiada w Fakcie mecenas Łukasz Isenko.