Półtora tygodnia temu zakończyła się trwająca 2,5 roku wojna sądowa między Agnieszką Woźniak-Starak a Dodą. Prezenterka oskarżała Rabczewską o pobicie i złamanie paznokcia. Sąd pierwszej instancji skazał ją na prace społeczne, ale po odwołaniu uznano czyn za mało szkodliwy. Sama Doda uznała, że to "uniewinnienie". Zapowiedziała też pozwanie Agnieszki za zniesławienie, dzięki czemu chce dostać milion złotych z fortuny celebrytki i jej nowego męża.
Wczoraj Agnieszka udzieliła wywiadu Agnieszce Jastrzębskiej. "Dziennikarce", która próbuje zaprzyjaźnić się ze wszystkimi celebrytami, udało się pociągnąć prezenterkę za język i po raz pierwszy od dawna ulżyła sobie publicznie mówiąc, co myśli o Rabczewskiej. Twierdzi, że wyrok sądu pierwszej instancji był sprawiedliwy, bo opierał się na trwających aż dwa lata przesłuchaniach świadków, a do tego "napędził Dodzie stracha".
Nie bez powodu sąd wydał taki a nie inny wyrok w pierwszej instancji i zasądził prace społeczne i to w wymiarze większym niż wnioskowaliśmy. Ten drugi wyrok sądu apelacyjnego, który po prostu przeczytał akta sprawy jest dla mnie niekorzystny. Ja tę sprawę chciałam mieć za sobą, bo też miałam pełną świadomość, że ten pierwszy wyrok napędził Dorocie Rabczewskiej takiego stracha, że ja to mogłam zostawić i iść dalej. Chciałam jej dać szansę na to, żeby milczała, zajęła się sobą, swoją karierą - powiedziała Agnieszka. Teraz czekamy na pisemne uzasadnienie wyroku i będę rozważała kasację.
Agnieszka narzeka też, że podczas gdy sama milczała na temat rozpraw sądowych, Doda wciąż komentowała jej życie. Podejrzewa piosenkarkę, że ma na jej punkcie "prawdziwą obsesję".
Ona nie pominie żadnej okazji, żeby skomentować coś z mojego życia. Przed sądem ciągle mówi o honorze, co w jej ustach brzmi wyjątkowo śmiesznie. Dla mnie mitomania i honor to są pojęcia wzajemnie się wykluczające. I honorowy człowiek potrafi stanąć z prawdą twarzą w twarz i się z nią zmierzyć, a nie musi się na każdym kroku - naprawdę na każdym kroku - zasłaniać jakimiś bujdami.
Agnieszka podkreśliła, że nie odpowiada na zaczepki Dody, bo ta ciągle komentuje jej życie.
Nawet nie czytałam już tego, co Rabczewska o mnie opowiada, bo nie wiem, czy ona udzieliła choć jednego wywiadu, w którym przynajmniej o mnie nie wspomina. Jest jakąś naczelną komentatorką mojego życia. Żyje moim życiem, moim nazwiskiem, tym konfliktem. I to jest potworne, że ona się tym karmi, to jest jej życie, jej sposób budowania swojej kariery - komentuje.
Pamiętamy wszyscy te konflikty od Przemka Salety, przez Justynę Steczkowską, byłych menedżerów, partnerów... to jest człowiek, który, wydaje mi się, nie potrafi bez konfliktów funkcjonować. Ona inaczej nie umie. Cała jej kariera wokół tego krąży. Mnie jest jej trochę szkoda, bo jak trzeba być nieszczęśliwym człowiekiem, żeby mieć potrzebę karmienia się tak złymi emocjami i tak złą energią przez cały czas. Czasem się zastanawiam czy ona ma na moim punkcie jakąś prawdziwą obsesję, bo chyba mój mąż tylko poświęca mi tyle czasu, co ona w mediach.
Póki co Dorota zajęta jest inną rozprawą: wczoraj warszawski Sąd Okręgowy stwierdził, że może zatrzymać sukienki, które kupił jej Emil. Musi zwrócić mu jednak pierścionek zaręczynowy. Jak myślicie, sprzeda go, czy da teraz innej dziewczynie?