Królowa Halloween jest jedna! Heidi Klum szokuje jako MEDUZA. Przygotowania trwały PIĘĆ MIESIĘCY (ZDJĘCIA)
Heidi Klum nie bez powodu uchodzi za niekwestionowaną królową Halloween. Modelka co roku zaskakuje przebraniem i tym razem nie było inaczej - Heidi przybyła na imprezę jako mityczna Meduza! Skomplikowana charakteryzacja gwiazdy trwała ponad 10 godzin. Robi wrażenie?
Halloween to zdecydowanie ulubione święto celebrytów, którzy co roku prześcigają się z pomysłami, kto najbardziej zaskoczy fanów przebraniem i czyja stylizacja zrobi najwięcej szumu w mediach. Niektórzy stawiają na przebieranki w swoich idoli, inni w tradycyjnym duchu Halloween chcą być "sexy i straszni", nie brakuje też prób rekreacji popularnych memów czy kostiumów "z przesłaniem". W Polsce furorę zrobiła Małgorzata Rozenek-Majdan, która przebrała się za inną miłośniczkę liftingów, Kris Jenner. Czasami jednak gwiazdy posuwają się o krok za daleko.
Zobacz także: Julia Fox przebrała się za... zakrwawioną Jackie Kennedy. "Posunęła się za daleko. OBRZYDLIWE" (FOTO)
Nikt natomiast nie ma wątpliwości, że prawdziwą "Królową Halloween" jest Heidi Klum. Modelka od ponad dwóch dekad staje na głowie, żeby zaskoczyć wszystkich swoim kolejnym halloweenowym wcieleniem, a organizowane przez nią imprezy mają już status legendarnych. W tym roku Heidi Klum zaprezentowała się jako mityczna Meduza, która zamieniła swojego męża, Toma Kaulitza, w kamień. Przygotowania skomplikowanego kostiumu trwały ponad 5 miesięcy! Sama charakteryzacja przed przyjazdem na imprezę zabrała sztabowi charakteryzatorów i makijażystów 10 godzin…
Myślałam o Meduzie od dłuższego czasu, ponieważ przez lata widziałam mnóstwo Meduz i pomyślałam: "Wiesz, kiedyś spróbuję zrobić swoją wersję!". Naprawdę chciałam mieć poruszające się węże, superbrzydką, superstraszną twarz, naprawdę brzydkie zęby i wyglądać jak naprawdę długi grzechotnik. Wszystko jest tutaj ręcznie malowane. Pracowało nad tym około 15 osób i uważam, że wykonali fantastyczną robotę
Zobaczcie Heidi Klum i jej halloweenowe wcielenie ad. 2025. Znowu nie ma sobie równych?