O domniemanej zażyłości, która miała zrodzić się między Michałem Mikołajczakiem a Edytą Zając, dyskutowano na łamach kolorowej prasy już od lipca ubiegłego roku. W międzyczasie na profilach obu gwiazd pojawiały się poszlaki świadczące o tym, że coś faktycznie musi być na rzeczy. Fani wyśledzili nawet ślady wspólnego urlopu za granicą. Do pełni szczęścia brakowało już jedynie oficjalnego potwierdzenia od samych zainteresowanych. Tak była aż do teraz.
Przy okazji pierwszego odcinka nowego sezonu Tańca z Gwiazdami reporterka Jastrząb Post dorwała Mikołajczaka i nareszcie wydusiła z niego potwierdzenie relacji z Edytą Zając, która kibicowała ukochanemu z widowni. Znajomość ze zwyciężczynią jednej z poprzednich edycji programu niewątpliwie może pomóc w zrozumieniu realiów popularnego show.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
My się nigdy nie ukrywaliśmy - stwierdził jednak dobitnie Michał. Nie uważam, że zaprezentowanie się oficjalnie światu było czymś, co trzeba robić. Po prostu byliśmy razem, chłopaki zrobili nam zdjęcia i tyle. W mojej pamięci zostanie to na pewno na długo, Edi wygrała ten program i była cudowną tancerką, sam oglądałem jej wszystkie występy wielokrotnie i też bardzo jej kibicowałem. Teraz sytuacja się odwróciła: ja mogę skorzystać z jej doświadczenia, mogę skorzystać z jej cennych rad i bardzo się cieszę, że była tu ze mną i mnie wspierała.
Przypomnijmy: Michał Mikołajczak KARMI Edytę Zając na romantycznej randce, a na "deser" łapie ją za POŚLADEK (ZDJĘCIA)
Jednocześnie Mikołajczak zapewnił, że nie wykorzystuje Edyty do nadprogramowych treningów w salonie. Czas spędzony w domu (ewidentnie dzielonym z drugą połówką) woli spędzać na relaksie i "takich rzeczach".
W domu nie ćwiczymy, ponieważ spędzam długie godziny na sali treningowej. Dom jest domem. To jest przestrzeń, żeby się zrelaksować, odpocząć, zjeść coś razem, obejrzeć, przytulić się. Takie rzeczy - ocenił aktor.
Ujmująca skromność? Wygląda na to, że na wspólne brylowanie z byłą żoną Jakuba Rzeźniczaka nie mamy póki co zbytnio liczyć...
