Mika Urbaniak o uzależnieniu i utracie kontroli: "Znaleziono mnie pod szpitalem. Do dziś nie wiem, co się stało tej nocy"
Córka Urszuli Dudziak Mika Urbaniak przez długie lata nie potrafiła wyrwać się ze szponów nałogu. Zmusiła ją do tego matka po tym, jak pewnej nocy Mika nieomal straciła życie.
Mika Urbaniak nie raz zwierzała się publicznie z tego, że życie jej nie oszczędzało. Córka Urszuli Dudziak i Michała Urbaniaka przez długie lata zmagała się z alkoholizmem, a w 2004 zdiagnozowano u niej chorobę afektywną dwubiegunową. Dziś używa swojej platformy, by mówić o swoich słabościach i zaburzeniach psychicznych, przełamując przy okazji tabu, jakim wciąż jest poruszanie kwestii zdrowia psychicznego.
Mika Urbaniak w młodości wpadła w szpony nałogu
Dopiero co na półkach sklepowych ukazała się książka Miki, "Będzie lepiej", gdzie celebrytka mówi szczerze o uzależnieniu, chorobie i miłości. W najnowszym wywiadzie z Urbaniak, który ukazał się na łamach "Vogue'a", artystka raz jeszcze wróciła do bolesnych wspomnień z przeszłości, które rzuciły się cieniem na całe jej życie. Piosenkarka długo nie zdawała sobie sprawy, że zmaga się z psychozą maniakalno-depresyjną, dlatego od wczesnej młodości jej metodą na radzenie sobie z narastającymi problemami natury psychicznej było nadużywanie alkoholu. Na pytanie, kiedy pojawił się w jej życiu, nie owijając w bawełnę 43-latka odparła:
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
#nocoty: los nie oszczędzał Urszuli Dudziak
Bardzo wcześnie - przyznała. Pierwszy raz upiłam się, gdy miałam 14 lat, na imprezie w Central Parku. Od poniedziałku do piątku uczyłam się w katolickiej szkole, w każdy weekend imprezowałam razem z moją starszą siostrą Kasią i jej znajomymi. Oni się upijali, więc ja też. Zależało mi, żeby mnie lubili i akceptowali, bo bardzo chciałam być częścią jakiejś społeczności. W szkole nie mogłam na to liczyć. Tam wytykano mnie palcami tylko dlatego, że moi rodzice są Polakami.
Wokalistka twierdzi, że tym, co w pierwszej kolejności pchnęło ją w szpony nałogu, był rozwód rodziców. Mieszkająca w Nowym Jorku nastolatka miała wrażenie, że matka i ojciec nie mają pojęcia o trawiącym ją od środka poczuciu bezradności i beznadziei. Głównie dlatego Urbaniak sięgała po alkohol, który sprawiał, że "wreszcie czuła się dobrze w swojej skórze".
Jak wiele nastolatek, ukrywałam, że piję - wspomina. Mama bardzo przejmowała się, gdy nie wracałyśmy z Kasią o umówionej godzinie, ale była całkowicie bezradna, bo żadna z nas jej nie słuchała. Wiem, że mamie nie było łatwo, bo sama w tamtym czasie walczyła o przetrwanie. Straciła miłość swojego życia, Jerzego Kosińskiego. Żeby zarobić na życie, wyjeżdżała w trasy i czasem nie było jej w domu tygodniami. A kiedy sama próbujesz nie utonąć, wszystko inne schodzi na drugi plan. Kiedy przyjechałam do Polski, piłam dalej. Zajęta pracą mama nie była w stanie mnie upilnować.
Przez alkohol córka Urszuli Dudziak nieomal straciła życie
Używki były obecne w jej życiu przez lata, aż do pewnej nocy, gdy w wyniku przedawkowania otarła się o śmierć. W 2003 roku trafiła po imprezie do szpitala, mając 5,1 promila alkoholu we krwi, naga i poturbowana.
Powiedziałabym, że to był mocny kop - mówiła Mika. Któregoś dnia na imprezie wypiłam tyle, że urwał mi się film. Nie wiem, co się ze mną wtedy działo, nie pamiętam niczego z tamtej nocy. Znaleziono mnie pod szpitalem - do dziś nie wiem, kto mnie tam przywiózł. Nie miałam przy sobie nic, nawet ubrań. Byłam cała w siniakach, miałam na ciele rany, na głowie guz, a we krwi taką dawkę alkoholu, że nie powinnam żyć. Tak naprawdę zostałam zmuszona do podjęcia leczenia. Gdy leżałam w szpitalu, mama postawiła mi ultimatum – albo idę na odwyk, albo wyprowadzam się z jej domu. Znalazła terapeutę uzależnień i on jej powiedział, że to będzie najlepsze wyjście. Poszłam więc na odwyk dla niej. Później codziennie chodziłam na spotkaniach AA. Gdy zobaczyłam, że jest wokół mnie więcej osób z problemem alkoholowym, poczułam się pewniej. Zaczęłam walczyć o siebie dla samej siebie. Ale kiedy wróciłam po odwyku do domu, popłakałam się ze strachu.
Rok po odwyku zdiagnozowano u niej chorobę afektywną dwubiegunową. Jak przyjęła diagnozę?
Byłam zrozpaczona, wystraszona i bezradna - mówi. Wcześniej uważałam, że jestem depresyjną osobą, która nie radzi sobie w życiu. Obwiniałam się o to, że jestem słaba, ale uważałam, że taki po prostu mam charakter. Kiedy usłyszałam diagnozę, z jednej strony czułam ulgę, że jest wreszcie odpowiedź na stany depresyjne i maniakalne, z którymi zmagałam się od 19. roku życia. Z drugiej strony nie docierało do mnie, że jestem chora psychicznie. Bardzo długo nie potrafiłam tego zaakceptować. Nie chciałam pójść do specjalisty. Byłam przeciwna leczeniu farmakologicznemu. Dziś uważam, że i terapii, i leków potrzebowałam już jako nastolatka.