Od środy nie cichną kontrowersje wokół jednego z odcinków Ojca Mateusza, o którym Gazeta Wyborcza napisała, że podsyca do nienawiści wobec uchodźców. Aferę wywołał jeden z aktorów wrocławskiego Teatru Muzycznego "Capitol", Mikołaj Woubishet, któremu zaproponowano rolę muzułmanina podkładającego bombę na jednym z sandomierskich placów zabaw.
Woubishet stanowczo odmówił zagrania zamachowca, argumentując, że nie zamierza brać udziału w nakręcaniu spirali nienawiści wobec uchodźców.
To historia, która gra na strachu wobec uchodźców. I uprawomocnia nieprawdziwą tezę: że uchodźcy mogą być, byle chrześcijańscy, bo muzułmanie podkładają ładunki na placach, gdzie bawią się polskie dzieci. Nie przyjąłem tej roli - żalił się w Gazecie. Mogę zagrać mordercę, gwałciciela, jestem aktorem. Ale dziś, w szczególnie gorącym momencie, nie mogę przykładać ręki do podsycania obaw wobec ofiar kryzysu uchodźczego. Szczególnie kiedy w tym samym czasie angażuję się w działania przeciwko dyskryminacji.
Chodziło konkretnie o 240. odcinek serialu, w którym miało dojść do wybuchu ładunku wybuchowego, w którym ucierpiałaby jedna osoba. Za podłożeniem bomby miał stać Szihab - muzułmanin, który niedawno przybył do Polski.
Przypomnijmy: TVP straszy uchodźcami: W "Ojcu Mateuszu" muzułmański terrorysta MA PODŁOŻYĆ BOMBĘ w Sandomierzu...
Szybko pojawiły się głosy, że TVP "straszy uchodźcami" już nie tylko za pomocą Wiadomości, ale i flagowego serialu stacji.
W odpowiedzi telewizja zdementowała te plotki, twierdząc, że wydźwięk odcinka jest pozytywny i nawołuje do tolerancji. W głównym wydaniu Wiadomości przytoczono wypowiedzi m.in. wicedyrektora TVP1 Dawida Wildsteina i doradcy zarządu Piotra Gursztyna, broniące emisji.
Z relacji wynika, że scenariusz podsyca niechęć do uchodźców. To nieprawda - przekonywali przedstawiciele TVP.
Na dowód odcinek wyemitowano wcześniej niż planowano, bo początkowo miał ukazać się w marcu. Po emisji okazało się, że scenarzyści rzeczywiście pozytywnie przedstawili uchodźców i potępili wszelkie zachowania rasistowskie i ksenofobiczne, a arabscy chrześcijanie zostali ukazani w wyjątkowo korzystnym świetle.
Na placu zabaw nie wybucha bomba, tylko prosty ładunek w puszce sporządzony z saletry. Nie ma ofiar, jedną z dziewczynek zabiera pogotowie, ale dlatego, że się potknęła, uciekając. Powodem podłożenia ładunku jest konflikt w rodzinie emigrantów, którzy są całkowicie zasymilowani. Mówią po polsku bez akcentu, są chrześcijanami. Jedynie sprawca jest rzeczywiście muzułmaninem - powiedział producent nadzorujący serialu, Krzysztof Grabowski.
Jakby tego było mało, sandomierski duchowny postanowił zbudować... dom dla uchodźców, a w kazaniu zachęcał do miłości do bliźniego, nawet tego obcego.
Jedno robaczywe jabłko, nie daje świadectwa za całą jabłoń - mówił z ambony ojciec Mateusz.
Wygląda na to, że szum wywołany przez Gazetę Wyborczą nie tylko nie zaszkodził serialowi, ale i przyczynił się do rekordowego wyniku oglądalności. Według danych Nielsen Audience Measurement odcinek obejrzało średnio ponad 3,4 miliona osób, co dało TVP1 21,5 procent udziału w rynku. W szczytowym momencie serial śledziło prawie 5,2 milionów widzów. Ponadto przez cały dzień TVP1 miała 11,5 procent udziału w rynku i była najchętniej oglądalną stacją.
Jak podają Wirtualne Media, Ojciec Mateusz osiągnął najlepszy wynik oglądalności od 20 kwietnia ubiegłego roku, kiedy zanotował ponad 3,5 milionów widzów i 22,3 procent udziału w oglądalności pasma.
Wygląda na to, że po sukcesie Sylwestra w Zakopanem Jacek Kurski znów ma powody, by zacierać ręce...