Na początku tego roku Polska oniemiała na wieść o tym, co przez 11 lat działo się za zamkniętymi drzwiami domu Karoliny i Rafała Piaseckich. Sprawę nagłośniła ofiara radnego, która w końcu, po ponad dekadzie tortur znalazła w sobie siłę, by opowiedzieć o swoim życiu. Trudno byłoby uwierzyć w tę patologię, gdyby nie to, że nagrała i upubliczniła nagrania awantur, jakie urządzał jej mąż.
Polacy dowiedzieli się z nich, że 33-letni radny Prawa i Sprawiedliwości z Bydgoszczy, motywując swoje postępowanie tym, że został wychowany na dobrego katolika, szanującego "tradycyjne wartości", wyżywał się na żonie, bijąc ją "w imię Boże, by zrozumiała, jak funkcjonuje prawdziwa chrześcijanka". Zapowiedział także, że będzie ją zdradzał, dla jej własnego dobra, regularnie ją gwałcił oraz wywoził do lasu, gdzie z dala od ludzi, pozwalał sobie na bardziej wyrafinowane tortury.
Jak ujawniła Karolina Piasecka, polityczny protektor Piaseckiego, obecny poseł PiS-u Łukasz Schreiber, zaniepokojony tym, że kobieta wystąpiła o założenie Niebieckiej Karty dla ofiar przemocy domowej, zalecił jej pojednanie się z mężem dla dobra wizerunku partii.
Kiedy sprawa wyszła na jaw, Prawo i Sprawiedliwość szybciutko odcięło się od radnego Piaseckiego i uważając sprawę za zakończoną, wezwało Polaków do "nienadużywania przemocy wobec kobiet i dzieci". Trudno tu mówić o przejęzyczeniu, bo takie słowa wypowiedziała zarówno rzeczniczka partii Beata Mazurek jak i minister rodziny, Elżbieta Rafalska. Ponieważ, jak dotąd, nikt nie sprostował tego niefortunnego wyrażenia, można wnioskować, że zadniem, PiS-u można używać przemocy, byle nie przesadzić.
Karolina Piasecka w wywiadzie dla bydgoskiej Gazety Wyborczej relacjonuje, jak to wyglądało u niej w domu.
Mam już tej medialnej burzy po dziurki w nosie. Moim celem nie było udzielenie stu wywiadów, tylko okazanie prawdy. Dotychczas ludzie postrzegali nasze małżeństwo jako wzorcowe, katolickie, pojawialiśmy się czasami razem, np. na Marszu dla Życia i Rodziny. Rafał zabiegał, żebym przyszła z córeczkami, ślicznie ubrani, paradowaliśmy we czworo za ręce - wspomina katowana żona "obrońcy życia". Poznaliśmy się w ósmej klasie. Był bardzo religijny. Codziennie chodził do kościoła. Kiedy zjawiałam się u niego w domu, zawsze przy czymś pomagał rodzicom. A to wieszał firanki, a to brudne ciuchy wkładał do pralki. Myślałam, że fajnie byłoby mieć właśnie takiego męża. Zjadł obiad, pierwszy się rwał, by poznosić ze stołu, zmywał naczynia po wszystkich.
Już "na swoim" Rafał nie rwał się do zmywania talerzy, nie gotował, tylko jasno wyznaczał mi zadania. Po trzech miesiącach zaszłam w ciążę. Po raz pierwszy użył wobec mnie przemocy. Przeraziłam się i odpuściłam. Miałam z tym wielkim brzuchem się wyprowadzić?
Jak wspomina Karolina Piasecka, póki mieszkali kątem w domu jej babci, mąż jeszcze trochę się hamował. Kiedy przeprowadzili się do wynajętego domu, puściły mu wszystkie hamulce.
Połączenie tortur psychicznych z fizycznymi. Nie boję się mocnego słowa – tortur. Wielogodzinne seanse pod byle pretekstem. Jeśli tylko cokolwiek poszło nie po jego myśli. Wyrzucał mnie z łóżka. - To nie jest twój materac, ja go kupiłem – wrzeszczał. Szłam spać do salonu na kanapę. Poczekał, aż zasnęłam, zmęczona po całym dniu pracy w aptece, w domu przy nim i dzieciach. Budził mnie nagle. - Wynoś się, to moja kanapa, nie masz prawa na niej spać. Kładłam się na dywanie. Znów czekał, aż zmrużę oko, po czym zwalał mnie na podłogę: Ty kupiłaś ten dywan? Nie? To wypierdalaj!. Bił wielokrotnie. Czasem starał się, żeby nie zostawić śladu, innym razem nie zwracał na to uwagi. Wykręcał mi nadgarstki.
Nie było po tym sińców, ale bolały miesiąc. Uderzył mnie z głowy w nos. Po prostu zmiażdżył kość. Najczęstszy pretekst – nie chciałam z nim współżyć. Uważał, że powinnam mu się oddawać, kiedy tylko ma na to ochotę, w taki sposób, jak on chce. Nie mieściło się w jego głowie, że mogę powiedzieć "nie". Wtedy bił. My, jak tresowane szczury, musiałyśmy czekać w nieustającym pogotowiu, aż pan i władca wróci. Potrafił w nocy wykręcić korki, zamknąć toaletę na klucz, odebrać mi telefon. Nie wiedziałam, która godzina, nie miałam gdzie się załatwić. Błagałam go: Oddaj telefon, włącz prąd, otwórz toaletę. Nie wstanę do pracy rano, nie wiem, która godzina. Odpowiadał: Wypierdalaj do magazynu, połóż się na stół. Tam jest zegar na ścianie, zobaczysz godzinę. Policjant po wysłuchaniu moich zeznań założył rodzinie niebieską kartę. Mediacji podjął się zaprzyjaźniony z nami ksiądz. Wskazywał jak znaleźć pojednanie. Znów zauważyłam poprawę i postanowiłam dać mu kolejną szansę. Wróciłyśmy do domu. Nie bił, nie krzyczał, ale nalegał, praktycznie codziennie, żeby zamknąć niebieską kartę. Zgodziłam się. Po zamknięciu karty zostałyśmy odcięte od rodziny.
Okazało się, że interwencja policyjna i mediacja księdza przyniosły krótkotrwały efekt. Koszmar zaczął się nasilać.
Wywlókł mnie z domu do samochodu, wywiózł do lasu za Łochowo - wspomina Piasecka. Noc, jesień, ani żywej duszy, kilkumetrowa skarpa. Trzymał mnie nad nią i kazał skoczyć w dół. Darł się: Komu mówiłaś o kłótni? Odpowiadałam, że nikomu, choć rozmawiałam z wujkiem. Jak nikomu, to skacz, już!. Ten koszmar trwał ponad 5 godzin. Wyrywał mi włosy, rzucał mną, znów wracaliśmy nad skarpę. W końcu przyznałam, że zadzwoniłam do wujka. Jeszcze większy szał. Lądowałam w krzakach, już nic nie czułam z bólu, zmęczenia, zimna. Mdlałam z wycieńczenia. Dopiero kiedy przyznałam nad ranem, że będę mu całkowicie posłuszna, półżywą zawiózł mnie do domu. Od tamtej chwili byłam robotem. Od 16 musiałam być do jego usług i byłam. Poprosiłam w pracy tylko o ranne dyżury. Prasowałam, gotowałam obiady, kładłam się z nim do łóżka, kiedy chciał, i jak chciał. Pisałam ręcznie na kartkach:Ja, Karolina Piasecka, będę codziennie do usług swojego męża Rafała Piaseckiego. Będę robiła, co on sobie zażyczy, i nie będę się buntować. Będę prasować jego koszule, spodnie, robić posiłek, dbać o czystość domu. On dyktował, ja pisałam. Musiałam też przelewać na jego konto wszystkie swoje pieniądze, mamy rozdzielność majątkową.
Radny Piasecki okazał się także bardzo wyczulony na to, czy aby żona nie zwierza się ludziom, co dzieje się u nich w domu. Czyli, wbrew swoim zapewnieniom, że żyli jak każda tradycyjnie katolicka rodzina, musiał podejrzewać, że tkwią po uszy w patologii. W obawie, że żona mogła z kimś rozmawiać, pociął jej wszystkie dokumenty. Obecnie życie Karoliny Piaseckiej oraz jej córek nadal jest zagrożone. Mimo przedstawionych w śledztwie dowodów, prokurator nadal nie dopatrzył się powodu, by wydać radnemu zakaz zbliżania się do katowanej żony i zastraszonych córek. On zaś chętnie korzysta z każdej okazji, by prześladować swoją rodzinę.
Jak ujawniła rzecznik Mazurek, chciałaby, "aby w sytuacji gdy dochodzi do nadużywania przemocy, sądy działały sprawnie". Czy w tym przypadku jeszcze nie doszło?