Od dobrych kilku lat Krystyna Janda wzbudza silne emocje - niestety nie te związane z działalnością artystyczną, a głoszeniem poglądów politycznych. Gwiazda polskiej sceny regularnie narzeka na rządy Prawa i Sprawiedliwości, przez które rzekomo pogorszyła się jej sytuacja zawodowa i materialna. Warto zaznaczyć, że problemy Jandy mało kogo obchodzą, bo statystycznego Polaka i tak nie stać na gosposię i chodzenie do teatru.
Janda nie zauważa jednak tych drobnych nieścisłości, żaląc się na swój smutny los. Właśnie opublikowała donos, jaki dostała osiem lat temu, gdy w Krakowie wystąpiła z monodramem Ucho, gardło, nóż. Jednemu z widzów nie spodobało się, że aktorka używa wulgaryzmów.
Jeśli jeszcze raz przyjedzie Pani do Krakowa z wulgarną monodramą, to będzie Pani wygwizdana, obrzucona zgniłymi pomidorami - napisał ktoś na maszynie. Żaden teatr nie może być sceną, z której słyszy widz wulgaryzmy! Słowa wulgarne niech sobie Pani w domu mówi do lustra.
Wstyd i hańba tak się zachowywać. Proszę sobie to dobrze zapamiętać. A jeśli Pani tego nie rozumie, to znaczy, że Pani miejsce jest nie w teatrze, ale przy budce z piwem!!! Jak to wszystko ma się do Pani wypowiedzi o papieżu Janie Pawle II? - zakończył niezadowolony widz posługujący się pseudonimem A.T.M.
Współczujecie Krystynie?