Joanna Racewicz gorzko na temat "porażającego" raportu o podkomisji smoleńskiej. "Podzielenie kraju kosztowało 81,5 mln"
Ministerstwo Obrony Narodowej ujawniło najnowszy raport o podkomisji smoleńskiej. Na szokującą treść dokumentu zareagowała już Joanna Racewicz, której mąż zginął 14 lat temu w katastrofie Tu-154M.
Joanna Racewicz jest bez wątpienia jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci medialnych w Polsce. Dziennikarka przez wiele lat była związana z Telewizją Polską, a dziś realizuje się jako autorka książek oraz trenerka wystąpień publicznych. Na co dzień 50-latka aktywnie udziela się w mediach społecznościowych. W sieci ochoczo rozprawia na rozmaite tematy, nie ograniczając się jedynie do polityki. Jej wpisy często wywołują zacięte dyskusje wśród czytelników.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Joanna Racewicz walczy z hejterami: „Zbyt wiele łez wylałam. To potrafi boleć”
Joanna Racewicz wraca pamięcią do katastrofy smoleńskiej. Tak skomentowała raport o podkomisji
Joanna Racewicz dość często wspomina za pośrednictwem mediów społecznościowych o mężu, który 10 kwietnia 2010 roku zginął w katastrofie smoleńskiej. Z Pawłem Janeczkiem dziennikarka była w związku małżeńskim od 2004 roku aż do jego śmierci. Owocem ich miłości jest syn Igor, który przyszedł na świat dwa lata przed tragedią, w 2008 roku.
W najnowszym instagramowym poście Racewicz znów powróciła pamięcią do katastrofy, która ponad 14 lat wstrząsnęła całą Polską. Tym razem dziennikarka poruszyła temat tragedii w związku z ujawnieniem przez MON raportu o podkomisji smoleńskiej. Według dokumentu państwo straciło na jej pracach ponad 81 milionów złotych, a sam przewodniczący podkomisji miał zniszczyć bądź zgubić istotne dowody pochodzące z rozbitego Tu-154M. Joanna Racewicz gorzko podsumowała ostatnie kilkanaście lat i najnowsze doniesienia w obszernym wpisie.
Porażający raport o podkomisji. Podzielenie kraju kosztowało 81,5 miliona. Sami zapłaciliśmy z naszych podatków. Haracz za polityczne paliwo. Manipulacje. Za lepienie mitu, w który uwierzyły miliony. Za koszmarny dance macabre na grobach. Za podłą kradzież spokoju, ciszy i żałoby. Za szarpaniny i zdjęcia robione na cmentarzu. Za wyjaśnianie dzieciom, co znaczy ekshumacja. Za "doświadczenia" na puszkach i parówkach. Za ośmieszenie katastrofy i samego śledztwa z namaszczonymi twarzami jedynych prawych. Za ukrywanie w biurkach tego, co prawdziwe. Za pochodnie, marsze. Za "wdowę gorszego sortu" - wyliczała 50-latka.
Niemal 15 lat. Może się wydawać, że to długo. Dość czasu na dystans, spokój. Już bez emocji. Nic z tego. Kolejny raz operacja na żywo. Bez znieczulenia. Na otwartym sercu. Dziś też. Był czas, że wierzyłam, że chodzi o prawdę. Precyzyjniej - chciałam wierzyć. Naiwne? Tak. Katastrofa 10.04.10 na ugorze Smoleńskiem nie mieściła się w żadnej wyobraźni. Mojej też. Widziałam to błoto na własne oczy. Lądowanie było szaleństwem. Wrak faktem. Byłam w Moskwie, do zalutowania trumny. Lektura akt ze śledztwa wprawiała w dygot. Litania błędów, opis niemocy, pełna klęska.
Wracały słowa z ostatnich rozmów z Pawłem. "Joasiu, lepiej nie pytaj. I tak nie mogę gadać. Lecę, bo muszę. Wrócę jutro. Może damy radę". Ciąg dalszy znacie. Kraj się zatrzymał. Na krótko. Bo zaraz zaczęło się piekło. Byłam w środku i próbowałam przetrwać. Ochronić synka. Prowadzić Panoramę w TVP, gdy kolejne komisje ogłaszały swoje raporty i nagrania z pokładu. Do ostatniego: "o, ku…!". Z palcami wbitymi w skórę. Tak. Bolało - skwitowała Joanna Racewicz.