Po zakończeniu spotkania aktor odmaszerował do swojej kwatery z restauracyjnym kieliszkiem w ręku. Czy to jeden ze zwyczajów, które podłapał podczas pracy na hollywoodzkim planie filmowym?
Mało kto słyszał o Rafale Zawierusze do czasu, gdy nie zainteresował się nim sam Quentin Tarantino, kiedy to poszukiwał polskiego aktora do odegrania maciupeńkiej roli młodego Romana Polańskiego w jego ostatnim filmie Pewnego razu... w Hollywood. Epizod był, co prawda, raczej skromny, ale i tak zapewnił Polakowi uznanie nad Wisłą. Każdy chciał bowiem usłyszeć, jak wyglądała jego współpraca z legendarnym reżyserem oraz czy udało mu się nawiązać jakiekolwiek relacje z pozostałymi gwiazdami z planu: Bradem Pittem, Leonardo DiCaprio i Margot Robbie.
Teraz, w międzyczasie wyczekiwania na propozycję zagrania Jamesa Bonda, Rafał Zawierucha skupia się przede wszystkim na byciu fotografowanym w wyjątkowo niekorzystnych sytuacjach. Pewnego razu paparazzi przyłapali go nawet na śmieceniu nad Wisłą.
Ostatnio Zawierucha ponownie dał się "podejść" paparazzi. Tym razem aktor przebywał w Sopocie, gdzie wybrał się na wieczór z winem i muzyką w towarzystwie znajomych. Jego bezpośredniości nie była w stanie stłamsić nawet obecność Wojciecha Fibaka. Rafał co rusz sięgał po kolejne butelki, których zawartość z wielką ochotą kosztował. Po zakończonej imprezie 33-latek wywędrował z restauracji, niosąc ze sobą kieliszek na drogę.
Jesteście dumni, że Polacy są widziani za granicą przez pryzmat tak znamienitej osobistości?