Kamil Durczok półtora roku temu pożegnał się z TVN-em. Został zwolniony za molestowanie i mobbing, które ujawniły tygodniki Wprost i Newsweek. Mimo że obie gazety bardzo podobnie opisały jego metody poniżania pracowników, Durczok zdecydował się pozwać jedynie Wprost. Na dodatek pierwszego wywiadu, po zakończeniu obowiązującego go na mocy umowy z TVN-em milczenia, udzielił właśnie tygodnikowi Tomasza Lisa. Temu samemu, który półtora roku wcześniej opublikował relację jednego z pracowników Faktów, oskarżającego Durczoka o to, że "czołgał i upokarzał ludzi", a także cierpiał na manię wielkości: Pracownik o Durczoku: "Pycha posunięta do granic absurdu! CZOŁGAŁ LUDZI, UPOKARZAŁ"
W wywiadzie, udzielonym Newsweekowi miesiąc temu Kamil tłumaczył, że "robił, co chciał", a jeśli pracownicy źle znosili jego wrzaski, to była to również ich wina. Zapewnił jednak, zarówno w tygodniku Lisa jak i w wywiadzie dla Vivy, że nikogo nigdy nie molestował.
Niestety, jak ujawnia Super Express, dziennikarki Faktów zapamiętały to trochę inaczej i przedstawiły w sądzie swoją wersję. Tabloid donosi, że dotarł do ich zeznań i publikuje ich obszerne fragmenty. Między innymi wspomnienia dziennikarki, która opowiedziała w sądzie o imprezie firmowej zorganizowanej w jednym z warszawskich klubów.
Siedzieliśmy obok siebie, potem pamiętam uwagę, jaką skierował do mnie, ale mówiąc o koleżance, która akurat tańczyła, że chętnie by się wślizgnął pomiędzy jej uda - zeznała kobieta. No i wtedy wychodząc powiedział, czy pojadę do niego do domu. A zapraszając mnie do domu powiedział, że nie ma pod dżinsami majtek. Przynajmniej trzy osoby mówiły, że miały podobne zaproszenia.
Po jej odmowie Durczok zaczął okazywać jej niechęć. Przed sądem zeznała, że mścił się na niej, odbierając jej zadania i przydzielając je innym pracownikom. Kobieta twierdzi, że opowiedziała o tym naczelnemu Wprost już kilka lat przed słynną publikacją. Wśród jej zeznań znalazł się też opis rozmowy redakcyjnej koleżanki z Kamilem, który "niby w żartach rzucił: oprzesz się, suko o ścianę, a ja wejdę od tyłu".
Inna dziennikarka zeznała w sądzie, że Kamil składał jej seksualne propozycje podczas firmowego wyjazdu na narciarskie zawody o puchar Faktów.
Przyjechaliśmy tam bardzo, bardzo, bardzo późno (...) Tam już była część osób, która tańczyła. Zeszłam tam na dół, też się chwilę... no powiedziałam cześć, pokręciłam się chwilę. Pan Kamil Durczok gdzieś tam mignął mi kilka razy. (...) _**I jak szłam już do pokoju, to zaczęłam dostawać SMS-y, żebym wpadła na wino**_ - wspominała dziennikarka. I wtedy też pan Kamil do mnie zadzwonił i mówił, że siedzi w pokoju, ma wino i żebym do niego przyszła. Powiedziałam, że nie przyjdę i później do mnie pisał SMS-y, żebym wpadła do niego, to było też w nocy z piątku na sobotę. Wpadnij do mnie na śniadanie, nikt nie robi takiej jajecznicy jak ja.
Jak zeznała, Durczok nie poddał się łatwo. Zaloty ponowił na ślubie jednej z redakcyjnych koleżanek. Zaproponował, by prosto z uroczystości pojechali do jego domu jedną taksówką.
Po co dwie, ja tutaj blisko mieszkam, możemy pojechać - wspomina. Chcesz, żebym podwiozła cię do domu, jeżeli chcesz, żeby cię podwiozła do domu i wysadziła pod domem to OK. Mogę to zrobić.
Po odmowie ona również zaczęła mieć kłopoty w pracy.
Super Express poprosił o komentarz Beatę Tadlę, o której krążą plotki, że odeszła z Faktów do TVP właśnie przez Durczoka. Zasłoniła się jednak tajnością procesu, w którym występuje jako świadek.
Nie mogę na ten temat rozmawiać - odpowiedziała. Proces ma wyłączoną jawność.
Na temat zeznań molestowanych kobiet nie chciał się też wypowiadać prawnik Durczoka.
Naszą intencją było przekazanie wszystkiego, co się dzieje, opinii publicznej, bo nie mamy nic do ukrycia - zapewnia mec. Jacek Dubois. Na wniosek strony przeciwnej, czyli pana Latkowskiego i jego prawników, proces jest jednak utajniony. Ten stan prawny nie pozwala nam się odnieść do jakichkolwiek zeznań dziennikarek, bo jest to zagrożone wyrokiem karnym. Mam nadzieję, że w niedługim czasie ostateczny wyrok sądu w toczącej się sprawie przedstawi rzeczywisty obraz zdarzeń.
Zobacz też: "Wprost": "Nieprawdy Durczoka PONIŻAJĄ I OBRAŻAJĄ OFIARY. Widzieliśmy płaczące, roztrzęsione osoby"