Od kilku tygodni za pośrednictwem mediów społecznościowych toczy się spór między Arturem Borucem a Katarzyną Modrzewską, wspieranych przez aktualnych partnerów. Choć zwaśnieni byli małżonkowie od lat nie darzą się sympatią, ostatnio konflikt dwóch rodzin przybrał na sile. Zaczęło się od tego, że Sara za pośrednictwem Instagrama oskarżyła byłą żonę męża o utrudnianie mu kontaktów z synem. Do sporu momentalnie włączył się Marcin Dubieniecki, który nazwał relacje Boruca z 11-letnim Alexem "patologią" i zalecił, by sportowiec"uciszył" ukochaną. Na łamach Super Expressu w drażliwej kwestii wypowiedziała się również mama chłopca, która wyraziła swoje ubolewanie w związku z tym, że były mąż złożył wniosek o obniżenie alimentów na syna.
Przyparty do muru Artur zdecydował się zabrać głos, twierdząc m.in., że dobro dzieci jest dla niego najważniejsze, a byłej żony nie zostawił w ciąży, bowiem "już rok przed ciążą byli w separacji". Do obszernego opisu relacji z Katarzyną i Alexem dołączył również fotografie fragmentów pism sądowych. Trzeba przyznać, że lista wydatków 11-letniego chłopca jest co najmniej zastanawiająca. Z dokumentów wynika, że pociecha Artura i Kasi wydaje miesięcznie m.in. 2 tysiące na dojazdy do szkoły, 2 tysiące na sprzęt sportowy, 1,5 tysiąca na odzież oraz 900 złotych na… mango. Jak uargumentowano w piśmie, jest to ulubiony przysmak Alexa, a Artur zaakceptował fakt, że mama chłopca płaci za owoc 30 złotych za sztukę.
Też raczycie się takimi frykasami?