Przeszła największą metamorfozę w polskiej polityce. Anna Kalata schudła 40 kg i po rozwodzie zmieniła się NIE DO POZNANIA (ZDJĘCIA)
Blisko 15 lat temu Anna Kalata rozpoczęła zupełnie nowy rozdział w swojej karierze zawodowej. Prosto z sejmowych ław ruszyła na parkiet "Tańca z Gwiazdami", stając się częstą bywalczynią branżowych imprez. Była pani minister przeszła szokującą przemianę, lecz, co najważniejsze, niezmiennie utrzymuje jej efekty.
Na początku lat dwutysięcznych nazwisko Anny Kalaty kojarzyli przede wszystkim obserwatorzy polskiej sceny politycznej oraz widzowie programów publicystycznych. Jeszcze u schyłku ostatniej dekady XX wieku przystąpiła do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, obejmując stanowisko doradcy władz, lecz po bezskutecznej próbie wywalczenia mandatu poselskiego w 2001 r. postanowiła zmienić partyjne barwy. W kolejnym roku skorzystała z propozycji dołączenia do Samoobrony RP.
ZOBACZ: Jakub Rutnicki został ministrem sportu. Dwie dekady temu wystąpił w pierwszej edycji "Idola"!
Przełomowym momentem w jej karierze zawodowej było objęcie urzędu ministra pracy i polityki społecznej, które sprawowała, z niewielką przerwą, przez ponad 1,5 roku. W 2007 r. została zdymisjonowana wraz z rozpadem ówczesnej koalicji rządzącej. Kalata nie wykorzystywała swoich kontaktów, by za wszelką cenę utrzymać się przy stołku. Wręcz przeciwnie, nowe rozdanie skłoniło ją do całkowitego wycofania się z działalności politycznej.
Anna Kalata wywróciła swoje życie o 180 stopni
Przez dłuższy czas media zupełnie nie informowały o życiu kobiety, którą w przeszłości regularnie widywaliśmy na sejmowych korytarzach. Okazało się, że Anna Kalata odbyła podróż do Indii, która całkowicie odmieniła jej życie. Wyjazd pomógł jej w podjęciu ostatecznej decyzji o rozstaniu z mężem. Zmiana stanu cywilnego poszła w parze z imponującą metamorfozą. Szczuplejsza o prawie 40 kg była pani minister w 2010 r. pewnym krokiem wkroczyła na salony, deklarując się jako singielka.
Przyznaję, mam wielu adoratorów, ale teraz przede wszystkim koncentruję się na sobie. Już wiem, że udany związek wymaga opieki i zaangażowania. Na razie chcę inwestować w siebie. Po 27 latach bycia żoną mogę pozwolić sobie na chwilę wytchnienia. Choć nie ukrywam, że marzy mi się jeszcze wielka miłość. (...) W moim życiu przyszedł czas na zajęcie się sobą. Poznaję własne pragnienia i pokonuję bariery. Każdy ma w swoim życiu taki moment, gdy chce coś zmienić. Moje marzenia stały się rzeczywistością. Przeżywam teraz drugą młodość
Kalata zamieniła nudne, szare garsonki na eleganckie sukienki podkreślające jej zgrabną figurę, na którą pracowała w pocie czoła długimi miesiącami. Zaskoczyła też zupełnie nową, blond fryzurą oraz eksperymentami z makijażem. Nic zatem dziwnego, że producenci "Tańca z Gwiazdami" postanowili wykorzystać jej olbrzymi potencjał. W 2010 r. pojawiła się na najsłynniejszym parkiecie w Polsce. Przygoda z show dobiegła jednak końca już w 4. odcinku. Konsekwencją jej celebryckiej kariery okazało się też wydanie książki "Prawdziwe zmiany - mój eliksir młodości", w której podzieliła się szczegółami swej wizualnej przemiany.
61-letnią dziś przedsiębiorczyni od czasu do czasu można spotkać na różnych eventach, jak również w programach lifestylowych. W październiku br. zagościła w studiu "Dzień Dobry TVN", opowiadając o swoim życiu na emeryturze, które bynajmniej nie upływa jej na dzierganiu sweterków i samotnych wieczorach w bujanym fotelu.
Chyba mam takie wrodzone ADHD. Ja nie umiem siedzieć. Albo pracuję w domu, jako gospodyni, coś ugotuję, posprzątam. Uwielbiam remontować, malować, przestawiać meble i to mi też zajmuje dużo czasu, ale nie wyobrażam sobie, żebym nie mogła być aktywna zawodowo. Cały czas funkcjonuję w ramach własnej firmy
Anna Kalata zdradziła również, że okazjonalnie wykłada kulturę i biznes w Indiach na studiach MBA. Wolny czas upływa jej też na opiece nad trojgiem wnucząt.
Metamorfoza godna uznania?
Niespełna 20 lat temu Anna Kalata nie przykładała wielkiej wagi do doboru strojów i stylizacji włosów.
Przeglądając zdjęcia Anny Kalaty na przestrzeni lat aż trudno uwierzyć, że widzimy na nich tę samą osobę.