Kto położy kres niepokojącym zachowaniom Daniela Martyniuka? "Czas zakończyć tę farsę. Zenek powinien rozważyć interwencję" (OKIEM PUDELKA)
W mijającym tygodniu nie brakowało głośnych premier, jeszcze głośniejszych wyznań i porażek, które wolałyby ciszę. W "Okiem Pudelka" przyglądamy się im wszystkim i zastanawiamy się, czyje życie to niezły film, a kto funduje nam nieśmieszną komedię. Domyślacie się już o kim przeczytacie tym razem?
Najgłośniejsze wydarzenia tygodnia w "Okiem Pudelka"
Nikt raczej nie pokusiłby się o stwierdzenie, że film o kulisach miłości i ślubu Friza i Wersow był jedną z najbardziej oczekiwanych produkcji tego roku, ale jego premierze towarzyszyło spore zainteresowanie. W powietrzu wisiało pytanie: czy bogaci influencerzy są w stanie zaproponować widzom coś wartościowego, czy będzie to jedynie obliczona na zysk i sklecona naprędce wydmuszka?
Okazuje się, że ani za wielkiego zysku z tego nie będzie, ani tym bardziej widzowie nie wyjdą z seansu bogatsi o jakąkolwiek głębszą refleksję. "Friz & Wersow. Miłość w czasach online" trafił wprawdzie na szczyt polskiego box office’u w swój premierowy weekend, ale wynik nieco ponad 110 tysięcy widzów ciężko uznać za oszałamiający. Złudzeń nie pozostawiają też recenzje, a średnia ocen na portalach filmowych oscylująca wokół 1.5-2 punktów w dziesięciostopniowej skali czyni produkcję mocnym kandydatem do tytułu najgorszego polskiego filmu wszech czasów. I gdyby jeszcze chodziło tu o wymyśloną historię, to byłoby się czym pocieszyć. Friz i Wersow natomiast pokazali swoje życie i miłość, tymczasem widzowie: "to najgorsza rzecz jaką widzieliśmy w życiu". Auć…
Wiemy już, że na produkcji tego filmu nie skorzystała polska kinematografia, a recenzje nie sugerują nawet, że ktokolwiek z widzów bawił się świetnie na jego seansie. Friz i Wersow też raczej odejdą z pustymi rękami - nic nie wskazuje na to, aby kosztowna produkcja przynajmniej się zwróciła i narazili się przy okazji na ostrą krytykę. Zdaje się, że Friz już się do niej przyzwyczaił, ale w przypadku Wersow, która ma wyraźne problemy z nagonką towarzyszącą jej działalności w sieci, zgoda na udział w takim projekcie dziwi szczególnie. I albo jest to jakaś niesamowita naiwność, albo ego obojga poszybowało tak wysoko, że ciężko już stamtąd o choćby odrobinę autorefleksji. No cóż, chcieli "miłość jak z filmu", to mają. Kto by się przejmował, że z kiepskiego?
Na drugim biegunie mamy dwie inne głośne premiery, z pogranicza świata show-biznesu i sportu. Światło dzienne ujrzał film dokumentalny o Wojciechu Szczęsnym, a wydarzenie promujące produkcję przyciągnęło spore grono celebrytów. Piłkarz pojawił się na nim oczywiście u boku Mariny, dzięki czemu para miała swój "power couple" moment. Sama produkcja, jako trzeci tytuł z serii Amazona o polskich sportowcach, spotkała się z pozytywnym odbiorem, a recenzenci doceniają to, czego wyraźnie zabrakło przy dokumencie o Robercie Lewandowskim, czyli… charyzmę głównego bohatera. Szczęsny to prawdziwy charakterek, nie tylko na boisku, ale i poza nim, w dodatku bez ciągot do lukrowania rzeczywistości.
W filmie sportowiec nie unika trudnych tematów, w tym skomplikowanej relacji z ojcem, Maciejem Szczęsnym, którego wprost oskarża o interesowność i brak rodzicielskich instynktów. Wypowiedziane przez Wojciecha zdanie, że jego "rodzina jest w komplecie i w tym komplecie nie ma Macieja Szczęsnego" poraża szczerością i, co ważniejsze, nie daje wrażenia publicznego prania brudów. Przy okazji tego typu dokumentów łatwo o stworzenie pustej laurki i wybudowania sobie pomnika za życia, ale wydaje się, że Szczęsnemu udało się tego uniknąć.
Zobacz także: Wojciech Szczęsny o pierwszym spotkaniu z Mariną Łuczenko: "Srałem w gacie ze strachu"
Z kolei Netflix zaprezentował fanom długo oczekiwaną serię dokumentalną o Victorii Beckham. Po dobrze przyjętej produkcji o jej mężu, oczekiwania wobec byłej Spicetki były wysokie. Projektantka nie poruszyła wprawdzie tematu rozłąki z synem Brooklynem, ale zdecydowanie "dowiozła" w innych aspektach. Victoria po raz pierwszy potwierdziła krążące od dekad pogłoski, że zmagała się z zaburzaniami odżywiania i wyjaśniła, że obsesyjne pilnowanie bardzo szczupłej sylwetki było dla niej często jedynym źródłem posiadania kontroli nad życiem, którego narrację tworzyły głównie brutalne tabloidy. Odważyła się też przyznać, że przez długie lata jej modowy biznes przynosił ogromne straty, a cierpliwość do kolejnych porażek stracił nawet David Beckham, który pompował pieniądze w skazany na niepowodzenie projekt.
Zobacz także: Firma Victorii Beckham TONĘŁA W MILIONOWYCH długach. David był załamany, a ona zamawiała kwiatki za 350 tysięcy złotych...
Zarówno zmagania Victorii z zaburzeniami jedzenia, jak i problemy jej marki, nie były nigdy specjalną tajemnicą, jednak przez lata kazano nam wierzyć, że są jedynie wytworem wyobraźni nieprzychylnych dziennikarzy, podczas gdy były niewygodną prawdą. Victoria, jak prawdziwa gwiazda, sama wybrała moment, w którym należało postawić na szczerość. Zrobiła to na własnych warunkach, jako część większej narracji i opowieści o swoim życiu, którego nie można sprowadzić do serii krzykliwych nagłówków. I jest to historia z happy endem, bo dokument kończy się jej sukcesem podczas prestiżowego Tygodnia Mody. Tak to się robi!
Zobacz także: Anna Lewandowska obejrzała dokument o Victorii Beckham: "ODNALAZŁAM ODROBINĘ SIEBIE". Też to odnaleźliście?
Na koniec nie możemy nie wspomnieć o Danielu Martyniuku, którego nie sposób pominąć przy podsumowaniu mijającego tygodnia. Syn Zenka Martyniuka po raz kolejny zafundował nam klasyczną już dla siebie serię niepokojących wpisów na Instagramie, gdzie poinformował między innymi o rozstaniu z żoną i bredził coś o gaslightingu, któremu jest rzekomo poddawany przez bliskich. Przebywający obecnie w Hiszpanii "celebryta" (?) tradycyjnie zapowiadał "ujawnienie prawdy" i groził, że "ludzie w końcu dowiedzą się, co to było i dlaczego tak było". Daniel, ale to ty dzwonisz… Trzeba jednak przyznać, że Daniel odziedziczył po ojcu niezłe komediowe zacięcie, bo przy zdaniu "Helsinki i Haga będą obserwować tę sprawę. Nie złamiecie więcej praw człowieka" nie sposób się nie uśmiechnąć.
A my obserwujemy tę farsę już latami i chyba czas oswajać się z myślą, że to nasza "Moda na sukces" - oczywiście bez żadnego sukcesu. Zenek oczywiście nie ma pojęcia, co i dlaczego wyprawia jego syn. Ciężko winić rodziców za występki ich latorośli, ale jeśli ktoś chce, żeby ten serial nie miał smutnego finału, to może warto rozważyć jakąś interwencję? Tak tylko podpowiadamy!
