Pierwszy poniedziałek maja tradycyjnie już dostarczył nam modowych wrażeń dzięki kolejnej edycji kultowej gali MET. Hollywoodzkie gwiazdy nie zawiodły i dostarczyły powodów do gorących dyskusji, które nie zawsze dotyczyły jedynie ich stylistycznych wyborów. Sporo uwagi poświęcono Kylie Jenner, ale dla odmiany, nie o jej kreacji i wyglądzie rozpisywano się najwięcej. Najmłodsza Kardashianka poszła wprawdzie w ślady swojej siostry i podobnie jak Kim, zdecydowała się na dość absurdalne modowe poświęcenie w postaci przyklejenia stóp do butów, natomiast większe zaskoczenie wywołał fakt, iż na czerwonym dywanie pojawiła się sama. Fani mieli bowiem nadzieję, że ekskluzywna impreza będzie idealnym miejscem na jej pierwsze oficjalne wyjście z Timothéem Chalametem. Ich związek oczywiście nie jest dla nikogo sekretem już od dobrych dwóch lat, ale nie został sfinalizowany gestem, który potrafi wiązać mocniej niż obrączki czyli… wspólnym pozowaniem na ściance.
Zawiedzeni wielbiciele pary nie musieli jednak długo czekać, aby ujrzeć ich razem - aktor zabrał swoją ukochaną na prestiżową galę David Di Donatello w Rzymie, gdzie oboje dość nerwowo pozowali licznie zgromadzonym fotografom. I być może to faktycznie efekt nerwów i presji "debiutu", ale całość wyszła nieudolnie. Zakochanym (a może "zakochanym"?) zdecydowanie brakowało luzu i wypadli dość siermiężnie, dając pole do popisu samozwańczym specjalistom od mowy ciała, którzy zgodnie ogłosili, że to Kylie wygląda na "bardziej zaangażowaną" w tej relacji. Podczas samej gali doszło też do kolejnej niezręczności - wywołany na scenę Chalamet poderwał się z fotela, ignorując przy okazji Jenner ewidentnie chcącą obdarować go czułym całusem. Nagranie stało się oczywiście hitem internetu i na nowo uruchomiło lawinę spekulacji na ile prawdziwy i przede wszystkim kompatybilny jest gwiazdorski związek. Powiedzmy to sobie wprost - tego typu "incydenty" nie pomogą przekonać niedowiarków, że ta relacja nie jest jedną wielką ustawką. Poszkodowana w tym wszystkim jest Kylie i jej maślane oczy, bo nie sposób nie pomyśleć, że Timothée ma w głębi serca problem z tym z kim się spotyka. Gwiazdor próbuje niezgrabnie robić szpagat oraz mieć ciastko, i zjeść ciastko: cieszyć się relacją z seksbombą, ale nie wychylać się z nią medialnie na tyle, by stracić respekt branży filmowej, która i tak już krzywo patrzy na związek z rozgogoloną gwiazdką reality show. Póki co, Kylie jest jego nieco zawstydzającą ozdobą, która z rozmarzonym wzrokiem wisi mu na ramieniu i prosi o atencję. To chyba trochę upokarzające, nawet jak na Kardashiankę…
Na brak uwagi nie może też narzekać Meghan Markle, a raczej "Meghan Sussex" jak każe się tytułować celebrytka. Eks-księżna niewiele robi sobie z krytyki i nadal szuka dla siebie miejsca w amerykańskim show-biznesie. Program kulinarny, podcast, marmolada - nie ma rzeczy, której by się nie dotknęła. I to absolutnie nie jest krytyka, bo każdy orze jak może, a nawet jej niewielki sukces byłby miłym pstryczkiem w nos brytyjskiej monarchii. Jest jednak jeden problem i to dość poważny, mianowicie Meghan jest naprawdę ciężko polubić. Oczywiście, do pewnego stopnia stoi za tym rozkręcany latami przez brytyjskie tabloidy hejt, ale nawet oderwana od tego kontekstu Amerykanka nijak potrafi się medialnie obronić. Wymyślona przez nią persona i narracja, która towarzyszy wszystkim jej ruchom, jest momentami nie do zniesienia. Pełna jest pretensjonalności, wykalkulowanej "spontaniczności" i męczącej hiperboli, która potrafi zniechęcić nawet jej najzagorzalszych sympatyków.
W jednym z ostatnich odcinków autorskiego podcastu Meghan wyznała, że stworzyła dwójce swoich pociech skrzynki mejlowe, na które niemal codziennie wysyła wiadomość z wspomnieniami z danego dnia czy małymi anegdotami. Gdy dzieci dorosną, uzyskają dostęp do skrzynek i… będą mogły przeczytać tysiące takich wiadomości. I okej, to jest nawet słodkie, ale już sama egzaltacja w opowiadaniu tej uroczej historii każe nam bardziej przewracać oczami niż wydobyć z siebie "awww". W podobnym tonie prowadzi również konto na Instagramie, gdzie złożyła niedawno życzenia urodzinowe małemu Archiemu i opublikowała, jak kąśliwie odnotowali internauci, "nowe zdjęcie jego pleców". Meghan niby nie robi nic złego, ale albo kolektywnie wmówiono nam, że mamy jej nie lubić, albo po prostu jej nie da się lubić - co jak na kogoś, kto chwyta się kariery w dużej mierze opartej na sympatii, jest mało szczęśliwą sytuacją. Nie zazdrościmy!
Na koniec nie możemy nie wspomnieć o Justynie Steczkowskiej, bo Eurowizja już za moment, a nadzieje w kraju przed występem artystki ogromne. Wokalistka jest już w Bazylei i pierwsze próby na ogromnej eurowizyjnej scenie za nią. Obecni na miejscu dziennikarze i komentatorzy są zachwyceni, ich entuzjazm podzielają również internauci. Co więcej, to fragment próby naszej reprezentantki wzbudził jak dotąd największe zainteresowanie, kumulując ponad 3 miliony wyświetleń na Instagramie i TikToku. Czy to przełoży się na spektakularny sukces najpierw w półfinale, a później w wielkim finale? Tego przewidzieć się nie da, ale jedno jest pewne: Steczkowskiej udało się to, czego nie osiągnął żaden polski reprezentant na Eurowizji od lat, żeby nie powiedzieć dekad. Jej startem podekscytowani są rodzimi fani konkursu, zagraniczni dziennikarze i eksperci, a także inni uczestnicy. Ciężka praca gwiazdy i jej sztabu przynosi spektakularne efekty, a przed Justyną być może najważniejszy występ w jej karierze. Pudelek trzyma kciuki!