Nie ma wątpliwości, że najważniejszą informacją ostatnich dni jest zawiadomienie do prokuratury na Roberta Pasuta, które złożyły prezeska fundacji RÓWNiE, Dagmara Adamiak i aktywistka Aleksandra Jasianek. Przedmiotem zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa jest oczywiście głośne nagranie, na którym patostreamer uwiecznił m.in. dotykanie nieprzytomnej dziewczyny w hotelu w Tajlandii. Dzięki wytężonej pracy aktywistek i ich nieustępliwości, na youtubera znalazło się kilka paragrafów i miejmy nadzieję, że zostanie mu wymierzona sprawiedliwość. A ta może mieć tylko jedną twarz: Pasuta za kratkami i bez dostępu do internetu. O jego wybrykach i metamorfozie w największego oblecha polskiej sieci mówi się od dawna, ale bycie zakałą społeczeństwa to jeszcze nie przestępstwo. Naruszenia seksualne - już owszem. Walka z patologicznymi zachowaniami, niezależnie od statusu rzekomego przestępcy, powinna być szybka i skuteczna.
Zawiadomienie do prokuratury na Roberta Pasuta
Patostreamerzy to rak polskiego internetu, który należy precyzyjnie i bez skrupułów wycinać, zabierając im nie tylko możliwość zarabiania na tego typu treściach, ale i najwyraźniej wolność. Innej drogi nie ma. Jak informuje wyborcza.pl, Pasut przyznał, że w świetle zawiadomienia do prokuratury "wyraża obawę przed powrotem do Polski". Oj, bój się chłopczyku i skoro tak lubisz wszystko uwieczniać na kamerze, to nie zapomnij opublikować w sieci wideo, jak robisz w gacie ze strachu. To akurat obejrzymy z największą przyjemnością.
Jakkolwiek przykro to brzmi, obrzydliwe zachowanie Pasuta to szara codzienność milionów kobiet na całym świecie. W tym wypadku jednak mamy do czynienia z absolutnym popisem poczucia bezkarności, bo większość przestępców seksualnych stara się zacierać jakiekolwiek ślady, a nie wrzucać je do internetu. Polska prokuratura ma niebywałą szansę wysłać ważny sygnał społeczeństwu i gorąco wierzymy, że z niej skorzysta. Szczególnie w towarzyszących temu wydarzeniu okolicznościach - gdy Sławomir Mentzen, jeden z kandydatów na urząd prezydenta kraju, bez cienia wstydu określa gwałt jako "nieprzyjemność" i zapewnia dumnie, że jest gorącym zwolennikiem przepisów uniemożliwiających aborcję nawet w takim przypadku. Kto w Polsce mieszka, ten się w cyrku nie śmieje, bo pajaców ci u nas dostatek. Pasuta i Mentzena łączy więcej niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. Obaj trują, niestety coraz skuteczniej, umysły młodych mężczyzn chorymi, incelskimi ideologiami i z uśmiechem szerzą nienawiść i przedmiotowe traktowanie kobiet. Na takie poglądy miejsce faktycznie jest w urnie, bynajmniej nie wyborczej.
Kuba Wojewódzki szydzi z Cichopek i Kurzajewskiego
A skoro jesteśmy przy facecikach, których końca kariery nie możemy się doczekać, to niedawno znów przypomniał o sobie, niestety, Kuba Wojewódzki. Trzeba przyznać, że w erze social mediów, gdzie każdy wygadany prostak może w 30 sekund zdobyć uwagę i liczoną w milionach publiczność, niegdysiejszy gwiazdor telewizji ma spore problemy ze skierowaniem tej uwagi na swoje wynurzenia. Od czego jednak są inwektywy i próba wybicia się na innych - metoda Wojewódzkiemu dobrze znana, a być może nawet przez niego opatentowana. To nie kto inny, jak właśnie on spopularyzował ten konkretny sposób na "fejm". Tym razem, jadący już na ostatnich oparach dawnej sławy Kuba pokusił się o czułe słówka pod adresem Katarzyny Cichopek i Macieja Kurzajewskiego, pieszczotliwie nazywanego przez showmana "Maciejem K.", "debilem" i "frajerem", co było oczywiście miodem na uszy towarzyszącej mu Pauliny Smaszcz. Bądźmy ze sobą szczerzy - "Kurzopki" mogą irytować, mogą nawet mdlić swoją słodyczą i zniechęcać do włączenia telewizora, ale w tej swojej "puchatkowości" są ostatecznie mało szkodliwi. Poziom prezentowany przez Wojewódzkiego z kolei bardziej predestynuje go do umieszczenia słynnej kanapy z jego talk-show na konferencji patusów bijących się w Fame MMA niż w primetime polskiej telewizji. To wymagałoby umiejętności, której Kuba w ciągu 61 lat swojego życia niestety nie zdążył posiąść - odrobiny autorefleksji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zaślepiony blaskiem dawnej świetności Wojewódzki nie widzi, że z kogoś, kto (znowu - niestety) był autorytetem i centralną postacią rodzimego show-biznesu, stał się tym małym, farbowanym kolegą, który tupie i krzyczy z butelką oranżady pod pachą, bo nikt nie liczy się z jego zdaniem. A stąd już prosta i krótka droga na śmietnik historii rodzimej branży telewizyjnej. "Król TVN" jest nagi i doprawdy nie ma nawet na co popatrzeć…
Walka o miliony po Grzegorzu Ciechowskim
Z innej beczki, ogromne emocje wśród czytelników Pudelka wywołał finał walki o majątek po Grzegorzu Ciechowskim. Jak doskonale wiemy, legendarny muzyk nie uwzględnił w testamencie swojej najstarszej córki, Weroniki, a spadek i pieniądze z tantiem spływają od czasu jego śmierci na konto drugiej żony, Anny Skrobiszewskiej i trójki ich dzieci. Wprawdzie po drodze doszło do ugody, ale nie trwała ona wiecznie i sprawa wróciła na wokandę. Weronika Ciechowska domagała się praw do tantiem po ojcu, a te robią wrażenie… Skrobiszewska przyznała, że z tytułu praw autorskich otrzymała już ponad 8 milionów złotych, więc, mówiąc brzydko, jest się o co bić. A raczej było, bo sąd nie uznał argumentów Weroniki za wystarczające i oddalił powództwo. Prawnik kobiety zapowiedział złożenie apelacji, więc niewykluczone, że czekają nas kolejne odcinki tej przykrej batalii.
I jak zwykle, facet narobił bałaganu i zostawił po sobie niezły syf, w dodatku na barkach najważniejszych w swoim życiu kobiet. Córka musi włóczyć się po sądach i domagać się tego, co się jej należy, a żona dźwigać okropne plotki na swój temat i być rozliczana publicznie z "moralności" takich, a nie innych decyzji. Fanom Ciechowskiego łatwo przychodzi oderwanie twórczości od artysty i jego prywatnych wyborów, ale tym, którzy ponoszą ich konsekwencje już niekoniecznie. Jest jakaś ironia w tym, że muzyk przekomarzając się z mainstreamem śpiewał o "pisaniu dla pieniędzy", a teraz jego nazwisko przewija się głównie w kontekście walki o pieniądze z tego pisania właśnie…