"Fit matka" o obsesji szczupłego ciała: "Chciałam umrzeć, zniknąć, nie istnieć!"
"Obdarzono mnie też błogosławieństwem, śliczną córeczką, która zmieniła mój świat i dała mi motywację i sens, aby raz i na zawsze nauczyć się kochać tę osobę, którą jestem, i przestać się skupiać na odbiciu w lustrze" - wspomina Brittany Noonan.
Choć eksperci od fitnessu i rozwoju osobistego uczynili z hasła "stawania się lepszą wersją siebie" rodzaj religii, lansowany przez nich trend ma też mroczną stronę. Coraz więcej osób mówi, że zaszczepiono im taką wizję ideału, że zaczęły nienawidzić swojego ciała. Australijska "fit matka" Britanny Noonan napisała wczoraj swoim fanom, że takie myślenie zaprowadziło ją na dno depresji i skraj... samobójstwa.
Noonan opublikowała swoje zdjęcie z córeczką, Mileną, pod którym zamieściła długi i emocjonalny wpis. Przyznała, że cierpiała na chorobę psychiczną, z którą podjęła walkę z pomocą lekarzy.
Był czas w moim życiu, gdy chciałam umrzeć, nie chciałam już dłużej żyć. Chciałam uciec, wybiec, zniknąć - nie chciałam już być sobą z powodu mojego ciała - napisała Brittany. Nienawidziłam tego naczynia, które niosło mnie przez życie tak bardzo, że wolałam już nie istnieć. A to dlatego, że nie mogłam wyrwać się z tej pułapki, w której czułam, że tkwię fizycznie i umysłowo.
Gdybym zobaczyła to zdjęcie, gdy byłam tamtą dziewczyną, zniszczyłoby mnie. A to dlatego, że nic nigdy nie było dla mnie dość dobre. Jedyną motywacją w moim życiu było stać się ładniejszą i szczuplejszą wersją siebie. Wydawało mi się, że tylko dzięki temu ludzie będą mnie lubić, poczuję się pewniejsza, szczęśliwsza i wolna od całej tej nienawiści wobec siebie i problemów psychicznych.
W ten weekend musiałam zmierzyć się z bodźcami, na jakie kiedyś natychmiast reagowałam. Miałam czas na przemyślenia o tym, jak daleko zaszłam, jak bardzo się zmieniłam. Oraz jak dużo miałam szczęścia, że przejęłam nad tym kontrolę i poszukałam pomocy, aby naprawić swoje życie.
Blogerka napisała też, że ogromnym wsparciem był dla niej też jej partner, ale największym bodźcem do walki o siebie i zdrowie było urodzenie córki.
Miałam ogromne szczęście, że spotkałam mężczyznę moich marzeń, który mnie wspierał i trzymał za rękę podczas najgorszych chwil, w trakcie intensywnej podróży przez psychologiczną terapię - wspomina Noonan. Obdarzono mnie też błogosławieństwem, śliczną córeczką, która zmieniła mój świat i dała mi motywację i sens, aby raz i na zawsze nauczyć się kochać tę osobę, którą jestem, i przestać się skupiać na odbiciu w lustrze.
Dzięki temu, że nauczyłam się siebie kochać, że znalazłam cel w życiu (żeby pomagać i motywować innych), to w zasadzie teraz kocham moje ciało i szanuję je za to, że mogę chodzić, biegać, mogłam urodzić córkę i trzymać ją w ramionach oraz w zasadzie, że po prostu codziennie mogę cieszyć się życiem. Teraz widzę, że życie jest czymś więcej i zawsze będę wdzięczna, że nie pozwoliłam wygrać chorobie psychicznej. Bo gdyby tak się stało, nie byłoby Mileny, a świat bez niej nie miałby dla mnie tej iskry...
Jeżeli na jakimś poziomie zmagasz się z nienawiścią wobec siebie, wiedz, że istnieją sposoby, żeby ci pomóc i są różne wyjścia. To zdanie tak mocno we mnie rezonuje: "Mam nadzieję, że pewnego dnia twoje ludzkie ciało przestanie być celą więzienną. W zamian stanie się słonecznym, popołudniowym ogrodem, pełnym stokrotek, kwitnących dzięki miłości do siebie". Wiem, że to głęboki temat, ale uwielbiam teraz dyskutować na ten temat i zmieniać sytuację kobiet, w której jesteśmy nieustannie bombardowane presją, aby być kimś innym.