W niedzielę 26 sierpnia w podwarszawskiej willi należącej do rodziny Millerów, znaleziono martwe ciało jedynego syna byłego premiera. Policję zawiadomiła narzeczona zmarłego, Katarzyna Sobkowiak. Jak ujawniła, tragiczną noc spędzili osobno, bo wieczorem posprzeczali się, kobieta uniosła się honorem i zdecydowała się spać na kanapie w salonie. Miller junior *spędził noc w sypialni na piętrze i właśnie tam został znaleziony martwy w niedzielę w południe. *
Reszta rodziny, czyli córka Leszka juniora, Monika oraz jego rodzice przebywali w tym czasie na wspólnym urlopie w Grecji. Według ustaleń policji, mężczyzna zginął śmiercią samobójczą przez powieszenie. Podobno przez wiele lat cierpiał na depresję, jednak jego rodzice, córka oraz najbliższy przyjaciel zgodnie stwierdzili, że w ostatnim czasie przed śmiercią nie przejawiał żadnego pogorszenia nastroju. Były premier kilkakrotnie zapewnił, że gdyby on, żona czy wnuczka zauważyli jakiekolwiek niepokojące sygnały, na pewno nie wybraliby się na urlop.
Bliscy Leszka juniora winą za jego śmierć jednoznacznie obarczają jego nową partnerkę. Była żona posunęła się nawet do zarzutu, że manipulowała nim, zmusiła do zerwania kontaktów z własną córką i "traktowała jak bankomat". Były premier wyraził zaś nadzieję, że prawda wyjdzie kiedyś na jaw, bo wprawdzie nie chce rzucać oskarżeń, ale wie swoje.
Jego partnerka była ostatnią osobą, która widziała Leszka żywego - przypomniał w rozmowie z Super Expressem. I coś między nimi musiało się stać, co pchnęło syna do tej straszliwej decyzji. Ja sobie tego nawet nie wyobrażam, nie chcę wyobrażać. Moja żona i ja patrzyliśmy na związek syna z nową partnerką bardzo krytycznym okiem. Może kiedyś będę mógł powiedzieć więcej.
Sobkowiak postanowiła bronić się przed zarzutami w tej samej gazecie. Przekonuje, że była bardzo zżyta z rodziną Millerów, a teraz oni próbują z niej zrobić kozła ofiarnego.
Leszek oświadczył mi się, bardzo mu zależało. Wybierał dla mnie pierścionek ze swoją mamą - wspomina Katarzyna. Mówił, że musi mnie jakoś zabezpieczyć, bo nie wiadomo, ile pożyje. Miał chorą trzustkę i niczego nie mógł być pewny. Wszystkie obiady, opisywane w mediach które jedliśmy wspólnie, gotowałam ja. Jeśli wszyscy byliśmy akurat w Warszawie, co niedzielę spotykaliśmy się na grillu. Nikt nie miał nikomu niczego za złe. A *teraz zaczęło się poszukiwanie winnych. Tylko nie tam, gdzie trzeba. *
Co ma znaczyć to złowieszcze zdanie? Sobkowiak nie ukrywa, że jej celem jest rzucenie podejrzeń na byłą żonę Leszka juniora.
Siedem lat temu, kiedy Leszek był jeszcze żonaty, próbował odebrać sobie życie - ujawnia w tabloidzie. Podcinał sobie żyły, był praktycznie w takim samym stanie jak ostatnio. Na szczęście wtedy wszyscy się zorientowali. A on trzy dni spędził z zakładzie zamkniętym. Mówił mi, że bardzo przeżył rozstanie z żoną. Kochał ją, byli razem bardzo długo”.
Jak przyznaje kobieta, jej związek z synem byłego premiera był raczej patologiczny. Jednak nie ma sobie nic do zarzucenia.
Tworzyliśmy burzliwy związek. Kłóciliśmy się, ze cztery razy wyprowadzałam się z domu. Wszyscy wiedzą, że bywała u nas nawet policja - wspomina. Tamtego dnia nie było żadnej strasznej awantury. Miałam do niego pretensje, bo pił już drugi dzień. Nie życzyłam sobie tego, więc spałam na dole. Wstałam około dziewiątej, ale znalazłam go około południa, gdy weszłam do łazienki. Byłam przekonana, że śpi. To ja go odcięłam i położyłam na podłodze. Musiałam tam wchodzić przez cały dzień i przeżywać wszystko od nowa. To było okropne. Mama Leszka zapytała, czy ze względu na Monikę mogłabym nie przychodzić na pogrzeb, bo ona jest w ciężkim stanie psychicznym. Ale nie wyobrażałam sobie, że Leszek wybaczyłby mi, gdyby mnie tam nie było. Nie będę opowiadać, jak po pogrzebie zachowywała się Monika. Nie utrzymywała kontaktów ze swoim ojcem przez ostatnie siedem lat. Nakłaniałam go, żeby się pogodzili. Ale to nieprawda, że spotykali się u dziadków.
Tymczasem były premier w programie Alarm ujawnił, że wnuczka bardzo źle zniosła obecność Sobkowiak na pogrzebie ojca.
Te pierwsze dni miała straszne. To była taka głęboka histeria i depresja - wspomina. Moja wnuczka nie znosiła partnerki swojego ojca, więc trudno się dziwić, że tak zareagowała. W takich momentach ludzie często reagują w taki sposób, jakiego się nie spodziewają. To jest ogromny ból, nie do wytrzymania. Kiedy Leszek umarł, miał 48 lat, ale dalej był chłopcem - bardzo wrażliwym, czułym, otwartym na krzywdę innych. Być może to spowodowało, że podjął taką decyzję.