Choć norweska rodzina królewska nie cieszy się takim zainteresowaniem mediów, jak brytyjska czy szwedzka, to także budzi zainteresowanie, zwłaszcza gdy członkowie monarchii biorą śluby lub rodzą się kolejne "royal babies". Niestety, tym razem wieści ze Skandynawii nie są dobre. Okazuje się, że księżna Mette-Marit jest śmiertelnie chora.
Księżna od 2001 roku jest żoną księcia Haakona, z którym wychowuje dwójkę dzieci - córkę Ingrid i syna Sverre. Zdrowie 45-latki pogarszało się od jakiegoś czasu - skarżyła się na problemy z oddychaniem i zawroty głowy, które z czasem ustąpiły.
Kiedy szybko odwróciłam głowę, mój cały świat wirował - mówiła w jednym z wywiadów.
Od kilku tygodni żona norweskiego następcy tronu była poddawana szczegółowym badaniom, niestety diagnoza okazała się druzgocąca: księżna cierpi na samoistne włóknienie płuc. Choroba ta niezwykle rzadko dotyka kobiety, dotycząc głównie mężczyzn w zaawansowanym wieku. Lekarze nie znają przyczyn jej powstawania, zatem nie opracowano jeszcze skutecznej formy leczenia. Wiadomo jednak, że przebieg jest agresywny i podobny do nowotworu. Od momentu postawienia diagnozy chorzy żyją średnio od dwóch do pięciu lat. Ponoć choroba wiąże się z niewyobrażalnym cierpieniem. W jej wyniku dochodzi do uszkodzenia nabłonka pęcherzyków płucnych, w efekcie czego następuje niedotlenienie organizmu.
Księżna zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i wydała oficjalne oświadczenie, w którym wyraża nadzieję, że choroba póki co nie przeszkodzi jej w codziennej aktywności i obowiązkach żony następcy norweskiego tronu.
Cieszę się, że choroba została wykryta we wczesnym stadium - powiedziała.
Księżna pojawiła się w rodzinie królewskiej w atmosferze skandalu. Wcześniej pracowała jako kelnerka i samotnie wychowywała dziecko, ponoć prowadziła też dość rozrywkowy tryb życia. Z czasem jednak zyskała sympatię Norwegów. Informacja o tym, że zostało jej zaledwie kilka lat życia, jest dla wszystkich ogromnym szokiem.