Gdy sześć lat temu swoją premierę miał program _**Warsaw Shore. Ekipa z Warszawy**_, budził niemałe kontrowersje. Szybko jednak widzowie podłapali imprezowy format telewizyjny, który emitowany jest aż do dziś. Niektórym uczestnikom nawet udało się utrzymać na fali popularności, choć i tak większość z nich nie podołała i słuch o nich zaginął. Jedną z "ciekawszych" postaci, która prędko zapracowała sobie na miano celebrytki, była "duża Ania", czyli po prostu Ania Ryśnik. Niestety, dziewczyna nie była w stanie dogadać się z damską częścią ekipy, więc ostatecznie zrezygnowała z udziału w show.
Później próbowała zabłysnąć na salonach, co przyniosło efekt odwrotny od zamierzonego, ponieważ zainteresowanie nią... malało. A jak nie wiadomo, co robić w życiu, to zawsze można zostać influencerem, co też poczyniła Ania. Przeszła sporą metamorfozę, odpuściła sobie imprezy do białego rana na rzecz siłowni, a to wyszło jej całkiem na plus. Jednak śmiało można powiedzieć, że prawdziwa zmiana nadeszła w jej życiu dopiero teraz. Jak sama zdążyła się już pochwalić, niedawno została mamą.
Co istotne, Ania nie zaszła w ciążę. Celebrytka postanowiła zaadoptować dziecko, o czym w dość obszernym wpisie poinformowała na Instagramie.
Zostałam mamą. To niewyobrażalne szczęście wiedzieć, że mały człowieczek tyle zmieni w Twoim życiu. (...) Moja córeczka stanęła na mojej drodze w najtrudniejszym dla mnie dotychczas dniu. Byłam totalnie rozsypana rozbita i dostałam informację, że dziecko z sierocińca potrzebuje adopcji na odległość. Wiem, wiem, już pewnie pomyśleliście, że jestem w ciąży! Nie jestem, ale czuję się właściwie jak pełnoprawna mama mojej gwiazdki ESTER - rozpoczęła "duża Ania".
Była uczestniczka Warsaw Shore wytłumaczyła, jak doszło do tego, że zdecydowała się na adopcję dziecka na odległość. Otóż pewnego dnia odezwała się do niej przedstawicielka fundacji Pegasus, w której to Ania jest wolontariuszką. Poprosiła ją, by udostępniła w sieci informację, że nadal jest długa lista dzieci, które czekają na swoich rodziców adopcyjnych. Reakcja "dużej Ani" była natychmiastowa, ale i zaskakująca. Bowiem wówczas to ona stwierdziła, że chciałaby zostać mamą.
Adopcja "face to face" to jedyna taka adopcja, dzięki której poznajesz swoje dziecko, rozmawiając z nim na video. Wspaniały człowiek o imieniu Pius, będąc na miejscu regularnie dostarcza nam zdjęć i dba o kontakt z naszymi dziećmi. Ta adopcja jest niezwykle trudna emocjonalnie, ponieważ większość dzieci z sierocińców nie dożywa 3 roku życia. Cały czas żyjemy tym, czy dzieci mają co zjeść, czy mają moskitiery chroniące przed malarią oraz przybory szkolne. (...) Jeżeli chcemy pomóc, powinniśmy dać wędkę, a nie rybę.
Ania do wpisu dołączyła też kilka fotografii dziewczynki, którą od niedawna może nazwać własną córką. No cóż, należy więc pogratulować!