Sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek trwa od 2010 roku i do dziś jest jedną z najbardziej tajemniczych zagadek kryminalnych ostatnich lat. 19-letnia wówczas dziewczyna zniknęła w jedną z lipcowych nocy w okolicach gdańskiego parku, kiedy wracała z imprezy w Sopocie.
Jej rodzina próbowała dowiedzieć się, co się stało z Iwoną, angażując policję i Krzysztofa Rutkowskiego. Przez siedem lat nikomu jednak nie udało się rozwikłać zagadki.
Jakiś czas temu do śledztwa przyłączyło także biuro detektywistyczne Lampart, według którego z zaginięciem dziewczyny mogą być związani pracownicy ekipy sprzątającej miasto. W sprawie wypowiedział się także jasnowidz, Krzysztof Jackowski, który sugeruje, że ciało 19-latki mogło zostać wrzucone do studzienki kanalizacyjnej.
Inną wersję wydarzeń przedstawia Sylwester Latkowski, który poświęcił zaginięciu dziewczyny rozdział w swojej najnowszej książce pt. Układ trójmiejski. Dziennikarz zwraca m.in. uwagę na nieudolność śledczych, którzy dopuścili się w sprawie szeregu zaniedbań.
Przez pierwszy tydzień sprawa Wieczorek leżała na półce w komendzie policji. A to pierwsze dni są najważniejsze. Nie zabezpieczono całego monitoringu z miejsc, gdzie mogła przebywać dziewczyna. Na przykład niektóre zapisy monitoringu ściągano dopiero sześć dni od zaginięcia - dowodzi Latkowski. Psa z Grupy Ratownictwa Specjalnego PCK użyto jedenaście dni po zniknięciu dziewczyny. I to tylko do sprawdzenia okolic strumienia w parku Reagana, obok którego przechodziła Iwona Wieczorek.
Myślę, że tło tej sprawy przeraziło śledczych. Przy okazji zaginięcia Iwony Wieczorek pojawiły się znane nazwiska i być może przestraszyli się, że podczas śledztwa przypadkiem wyszłyby niecne sprawki mocnych, poukładanych ludzi - mówi w rozmowie z Faktem Latkowski. Wielu rzeczy nie zrobiono wcale lub zrobiono zbyt późno. Zdumiewające jest to, że nie zabezpieczono od razu monitoringu. Wielu świadków przesłuchano zbyt późno. Mam wrażenie, że organy ścigania po prostu postawiły na tej sprawie krzyżyk.
Dziennikarz podejrzewa, że z zaginięciem dziewczyny miał związek jej chłopak, który miał kłamać podczas przesłuchań, a analiza danych z jego telefonu wskazywała, że tragicznej nocy przebywał w okolicach parku Regana, gdzie zaginęła dziewczyna.
Piotr ewidentnie kłamał, nie przemieszczał się sam i nie robił tego na piechotę, bo w krótkim czasie jego telefon logował się w różnych miejscach. Pomiędzy poszczególnymi logowaniami była odległość czterech kilometrów. I działo się to w ciągu czterech minut - twierdzi Latkowski. Dociśnięty przyznał, że mieli samochód. Piotr z kolegami zaprzestaje korespondencji, esemesów, połączeń, dopiero po dziewiątej rano. (…) On ma coś za uszami. Innych jak przesłuchiwano, to mieli luz. A Piotr cały czas był spięty. Hipoteza jest taka, że przesadzili, że było o jedno uderzenie za dużo. Dysponowali samochodem.
Według informatora, do którego dotarł dziennikarz, tydzień przed zaginięciem Wieczorek miała zostać pobita przez kolegów swojego chłopaka. Jej relacje z "Piotrem" także miały być bardzo burzliwe.
W czasie powrotu doszło do jakiegoś nieporozumienia, które Iwona opisywała, dzwoniąc do różnych osób, o 5 rano. Dzwoniła do różnych kolegów (...) Żaliła się, że została pobita w parku Regana. Zadzwoniła między innymi do swojego byłego chłopaka, Piotrka. Chory związek. Oni byli strasznie zazdrośni o siebie.(...) Kłócili się non stop. (...) Piotr został przesłuchany. Na pytanie, co mówiła Iwona, powiedział, że dzwoniła, skarżąc się, że jego koledzy ją pobili. Ochrzanił ją, niby po co się szlaja po nocy. Prowokuje sytuacje.
Latkowski zwraca też uwagę, że najbliższą koleżankę Iwony, która mogła być bardzo ważnym świadkiem w sprawie, przesłuchano dopiero po pięciu latach.
Koleżanka ta jest pępkiem świata w całym otoczeniu Iwony i jej znajomych. Ona wszystkich zna. I ją wszyscy znają - tłumaczy. I przez wiele lat Gdańsk nie zdołał jej przesłuchać i zapytać, co się wtedy wydarzyło.
Dziennikarz dodaje też, że od sprawy odsunięto w znanego analityka kryminalnego, polecając mu aby się "nie wtrącał".
Publikacją Latkowskiego oburzona jest mama zaginionej dziewczyny, która nie wierzy w to, że córka była powiązana z grupą przestępczą.
Nie podoba mi się to, że pan Latkowski opisał sprawę Iwony w kontekście trójmiejskiego układu. Ani Iwona, ani nikt inny z naszej rodziny nigdy nie miał powiązań z żadnymi podejrzanymi ludźmi - twierdzi Iwona Kinda. Również to, co autor pisze na temat pobicia mojej córki jest kompletną bzdurą. Znam Iwonę i wiem, że gdyby coś takiego miało miejsce, na pewno by mi o tym powiedziała. Poza tym, na jej ciele nie było żadnych śladów przemocy.
Matce zaginionej nie podoba się też szkalowanie chłopaka córki.
Rewelacje pana Latkowskiego niczego nowego nie wnoszą do sprawy, a jeśli ma konkretne dowody, to niech idzie z nimi na policję. Zgadzam się tylko z jedną rzeczą - z zaniedbaniem sprawy przez policję, ale to akurat nic nowego, o tym wiedzą wszyscy. Uważam, że poprzez poświęcenie całego rozdziału sprawie Iwony pan Latkowski chciał się wypromować na mojej tragedii - podsumowuje Kinda.
Jak sądzicie, czy kiedyś dowiemy się, co spotkało Iwonę?
**Sprawa Iwony Wieczorek. Czy jest szansa na rozwiązanie
**