Nina Andrycz była aktorką filmową, teatralną i telewizyjną, a oprócz tego pisała wiersze i książki. Zmarła w 2014 roku w wieku 101 lat. W swojej powieści My - rozdwojeni, opowiadającej o losach ambitnej dziewczyny, najpierw studentki Szkoły Dramatycznej, potem wschodzącej gwiazdy, Andrycz zawarła wiele wątków autobiograficznych.
Wygląda na to, że jednym z głośniejszych wątków książki może być fragment o niespełnionym macierzyństwie aktorki. W książce pada bowiem zdanie "Pod koniec stycznia lekarz skonstatował ciążę". Okazuje się, że pisarka w wieku 26 lat zaszła w ciążę ze szkolnym kolegą, Dymitrem Dymkiem. Nina stwierdziła, że nie kocha chłopaka i chce rozwijać karierę, oprócz tego nie czuła instynktu macierzyńskiego. Żyła w przeświadczeniu, że jest przeznaczona do wielkich rzeczy, a dzieci tylko stałyby jej na drodze.
Dokonała więc aborcji.
Wyłożyłam pieniądze. Musiałam jeszcze podpisać oświadczenie, iż "w śmierci mojej nikogo nie winię" – widnieje w książce.
W 1947 roku Andrycz poślubiła premiera Józefa Cyrankiewicza. Przed ślubem aktorka miała uprzedzić narzeczonego, że nie chce mieć dzieci, co ten przyjął ze spokojem. Był przekonany, że po pewnym czasie żona zmieni zdanie, jednak ona stała przy swoim. Gdy tylko dowiedziała się, że znowu jest w ciąży, aborcja była dla niej jedynym słusznym wyborem.
Jak za drugim razem, już będąc żoną premiera szłam na zabieg, moja mama się popłakała. Tłumaczyła mi: "Nie rób tego. Z pierwszym zabiegiem się pogodził, ale drugiego ci nie daruje. Bo pokazujesz, że ci na nim nie zależy". Żaden wyrzut tak by mnie nie zabolał jak te łzy mężczyzny, który nagle pojął, że żadnego dziecka ja mu już nie dam - pisze Andrycz.
Artystka nigdy nie doczekała się dzieci, jednak, jak wspomina przyjaciółka, gdy leżała w szpitalu tuż przed śmiercią i obserwowała kobietę opiekującą się starą matką, Andrycz miała powiedzieć, że "Chciałaby mieć córkę".