"Brzydal", czyli Marcin Maruszak, dał się poznać jako jeden z najmniej patologicznych uczestników Warsaw Shore. Uczestnik reality show panował nad swoimi emocjami, zdarzało mu się zabłysnąć kulturą osobistą, a nawet inteligencją. Być może te cechy wydają się czymś normalnym, jednak w dzikim świecie programu MTV są naprawdę wyjątkowymi sprawami.
Tym smutniejszą ironią losu jest fakt, że to właśnie on został ofiarą najbrutalniejszej bójki, jaką fani programu mogli oglądać na początku maja. Jolanta Mróz zaatakowała wtedy szpilkami Brzydala, wbijając mu obcasy w głowę. Choć z pozoru może brzmieć to śmiesznie, poniższe kadry z programu sprawią, że zrozumiecie, że sprawa nie należała do zabawnych.
W skutek wydarzenia nie panująca nad sobą Jola oraz Jacek, który także "popisał się" chamstwem i agresją, dostali wilczy bilet i musieli pożegnać się z programem. MTV wydało komunikat, że nie toleruje takiego zachowania, a Brzydal niechętnie wypowiadał się na temat całego zdarzenia. Teraz jednak zrobił wyjątek i w rozmowie z portalem NaszeMiasto.pl postanowił wrócić do zdarzeń z Warsaw Shore.
Chyba każdy był w szoku. Stało się i nie ma co rozstrząsać tematu. Gorsze rzeczy zdarzają się na co dzień i nie pokazują ich w telewizji - uciął wyraźnie nie chcący o tym rozmawiać Marcin. Później jednak zdradził kilka szczegółów.
Na pytanie dziennikarza czy ma teraz jakiś kontakt z Jolantą, zaprzeczył. Nie mam kontaktu. Słyszałem, że uciekła do Anglii. Były takie sytuacje, że mnie przepraszała, były to głównie smsy - stwierdził. Słyszałem, że ludzie dzwonili do Joli i jej grozili. To nie jest fajne - dodał Brzydal.
Okazuje się, że ślady po ataku wciąż są widoczne. Z tyłu głowy mam włosy, więc nie widać. Gorzej z boku, mam tu taką dziurkę, chyba już na stałe - zdradził Maruszak.
Aż boimy się, co będzie w następnym sezonie.