W ubiegłym roku Olga Frycz poinformowała, że po ponad czterech latach odchodzi z M jak Miłość. Widzowie byli raczej zaskoczeni, bo już zdążyli przyzwyczaić się do jej wątku, chociaż aktorka nie ukrywała, że zdecydowała się na grę w tasiemcu tylko z powodów ekonomicznych: chwilę wcześniej kupiła mieszkanie, więc musiała mieć za co je spłacać.
Teraz okazuje się, że decyzja nie była trudna także z innego powodu. W wywiadzie dla Twojego Stylu aktorka opowiedziała, jak w rzeczywistości wyglądała praca na planie. Olga Frycz poskarżyła się, że kręcenie scen do M jak Miłość przypominało pracę na akord, a młode matki nie były szanowane i nie mogły liczyć na preferencyjne warunki. Czyli właściwie jak niemal w każdej firmie.
Robiliśmy po dziesięć scen dziennie, pracowałam dłużej, niż miałam zapisane w umowie. Aktorki, które mówiły, że mają dzieci i muszą zwolnić nianię, słyszały: "A co, wyjdziesz z planu? Wielka pani gwiazda?". Nikt nikogo nie szanował, były wrzaski - wyznała Frycz. Ludzie przychodzili do pracy sfrustrowani, nienawidzili jej, ale bali się odejść, bo dziecko i kredyt. Dostosowywałam się, (...) ale uwierała mnie ta sytuacja. Miałam 30 lat i byłam sfrustrowana. Straciłam radość z grania. W pewnym momencie poczułam, że dostosowywanie się ma granice. Nie mogę tego robić w nieskończoność, bo tracę szacunek do siebie.
Jak można się było domyślać, szczerość Olgi Frycz zdenerwowała ekipę M jak Miłość, która wszystkiemu zaprzeczyła:
Te słowa to kompletne bzdury. Młode mamy mają w naszych kontraktach specjalne zapisy i często dzieci przebywają razem z nimi na planie - komentuje w Plejadzie Karolina Baranowska z PR serialu. Wielu aktorów pracuje w serialu będąc w różnych sytuacjach życiowych, które staramy się rozumieć. Przez pięć lat współpracy aktorka nigdy nie zgłaszała żadnych uwag i skarg - oprócz tego, jak fabularnie toczy się jej wątek - i jesteśmy zaskoczeni takim komentarzem. Pani Oldze życzymy spełnienia w roli młodej mamy i wielu zawodowych wyzwań w przyszłości.
Cóż, trudno oczywiście spodziewać się innego komentarza... Atmosferę zagęściła jeszcze Anna Mucha, która poświęciła M jak Miłość spory wpis na Instagramie. Wyznanie Olgi Frycz zbiegło się bowiem w czasie z decyzją Kacpra Kuszewskiego, który po 18 latach też zrezygnował z występów w serialu. Mucha napisała enigmatycznie, że przez tyle lat pracy na planie jedynie trzy osoby zawsze były w stanie jej pomóc:
Przez dwadzieścia kilka lat pracy w tym zawodzie jedynie (!) Tadeusz Lampka, Ilona Łepkowska i Alina Puchała byli tymi, którzy okazali mi zrozumienie i pomoc w trudnych sytuacjach życiowych. Nie wyrzucili mnie z serialu, gdy potrzebowałam odpocząć i daleko wyjechać, z radością przyjęli informacje o moich kolejnych ciążach, a przede wszystkim dali mi poczucie ze mam dokąd wracać! (sic!!!) tak ważne dla matki, która chce, lubi i musi pracować - napisała.
Myślicie, że chciała wesprzeć Olgę i kolegów z planu czy zasugerować, że nie mają powodów do narzekań?
