Echa afery z Karoliną Gilon: "Konsekwencje systemowego seksizmu i karanie kobiet za zakładanie rodzin" (OKIEM PUDELKA)
Tegoroczne lato w Polsce nie rozpieszcza pogodą, więc nasi celebryci wzięli na siebie ciężar podnoszenia temperatury. W mijającym tygodniu w show-bizie było bowiem naprawdę gorąco, choć i smutno, bo główną rolę odegrały rozstania - te prywatne, zawodowe i przyjacielskie. Domyślacie się już, o kim tym razem przeczytacie w naszym podsumowaniu "Okiem Pudelka"?
Najpopularniejsze stacje telewizyjne szykują się już powoli do startu jesiennej ramówki, a nieodłączną częścią tych przygotowań są roszady w ofercie programowej i, niestety dla niektórych, personalnej. Ofiarą takich zmian padła właśnie Karolina Gilon, która miała nadzieję wrócić na wizję po urlopie macierzyńskim. Jeszcze przed narodzinami jej dziecka, które przyszło na świat w styczniu, pozycja celebrytki w Polsacie wydawała się niezagrożona - Karolina od lat prowadziła "Love Island. Wyspa Miłości" i miała swoją backstage’ową fuchę w "Ninja Warriors Polska". Stacja chętnie korzystała też z wylewności prezenterki, regularnie zapraszając ją do nowo powstałej śniadaniówki "Halo tu Polsat", gdzie m.in. ogłosiła swoją ciążę.
Te zasługi nie zdały się jednak na wiele, bo jesienią Gilon nie pojawi się w naszych telewizorach. Bynajmniej nie wtedy, gdy wybierzemy na pilocie Polsat. Włodarze stacji zaprosili ją wprawdzie do udziału w "Tańcu z Gwiazdami", ale spotkali się z odmową, natomiast przeformatowanie "Ninja Warriors" zaowocowało rezygnacją z jej dotychczasowej roli w programie, a o kolejnym sezonie "Love Island" póki co nic nie słychać. Załamana takim obrotem spraw Karolina podzieliła się w sieci nagraniem, na którym płacze z bezsilności, a na pocieszenie ruszyli jej znani koledzy i koleżanki. Miejmy nadzieję, że pomocną dłoń wyciągnie również ktoś z konkurencji.
Sytuacja, w której znalazła się Gilon, jest symptomatyczna, zarówno jeśli chodzi o realia pracy w telewizji, jak i sytuację kobiet na rynku pracy w ogóle. Łączy je jedno - ciąża i następujący po niej urlop macierzyński po prostu nie są mile widziane. Szczególnie w telewizji, gdzie chwila przerwy wystarczy, żeby pojawił się ktoś nowy, młodszy i popularniejszy, a przede wszystkim gotowy do tego, żeby cię zastąpić. Tu nie ma mowy o skrupułach i sentymentach, szczególnie, gdy twoją kartą przetargową są nie tylko umiejętności, ale wspomniana popularność - mierzona choćby licznikiem obserwujących twoje social media. Nie ma przecież przypadku w tym, że przez lata obserwowaliśmy największe polskie gwiazdy wracające do pracy nawet kilkadziesiąt godzin po porodzie, byle tylko pojawić się przed kamerą i nie drażnić pracodawcy. Te rekordowe powroty do formy nie wzięły się znikąd, są jedynie smutną konsekwencją systemowego seksizmu i karania kobiet za to, że próbują pogodzić pracę z zakładaniem rodziny.
Nieważne, czy to jest Karolina Gilon, czy Ania Kowalska - każda ciąża to czarna chmura zbierająca się nad karierą kobiety i widmo "likwidacji stanowiska" po powrocie do biura. I choć zupełnie zrozumiałe jest to, że w telewizji wszystko może się zmienić w ciągu sekundy, a programy czy ich scenariusze faktycznie są modyfikowane z dnia na dzień, to Polsat nie znalazł się w najszczęśliwszej wizerunkowo sytuacji. Afera z Gilon rozpoczęła medialny serial, którego nie planowali w najbliższej ramówce, a jego zakończenie, gdzie ogłaszają chłodno, że "Karolina nie była etatowym pracownikiem" i jej kontrakt po prostu wygasł, ciężko nazwać happy endem. I dla samej Karoliny, i dla Polsatu.
A skoro o serialach mowa, to jest taka jedna warszawska telenowela, która zdaje się nie mieć końca i za którą ciężko nadążyć. Można by ją roboczo zatytułować "Przyjaciółki i rywalki", a w rolach głównych Julia Wieniawa i Jessica Mercedes. Przed laty najlepsze internetowe psiapsi i wspierające wzajemnie swoje biznesy młode przedsiębiorczynie, dziś poróżnione antagonistki. I jak to często bywa, poszło o chłopa. Kuba Karaś był kiedyś chłopakiem Jessiki, a potem podobno nie tylko producentem Julii Wieniawy, co zaowocowało ponoć rozpadem związku z Jessiką - zarówno tego z Kubą, jak i Julią. Kuba i Jessika postanowili dać sobie drugą szansę, a Julia wylądowała w ramionach Nikodema Rozbickiego, lecz obie te relacje padły w końcu trupem, ale nie umarła zażyłość łączącą Julię i Kubę. Wybaczcie ewentualne nieścisłości, ale i nam ciężko się w tym wszystkim połapać. Choć nikt nikogo publicznie o nic nie oskarża, to generalny consensus jest taki, że Wieniawa umawiającą się z (byłym) chłopakiem byłej koleżanki to mało fajna sytuacja.
Żadna z dziewczyn nie ma raczej ochoty na zagłębianie się w meandry swojego życia uczuciowego, co tylko daje pole kolejnym spekulacjom. A uwierzcie - w stolicy mówi się o tym wiele i branżowa Warszawka chodzi w niewidzialnych bluzach z "Team Jessica" i "Team Wieniawa". Wizerunkowo to niespecjalnie poturbuje Julię, bo ma tak mocną markę, że spekulacje o jej życiu prywatnym to jedynie szum, który dodaje pikanterii i nakręca klikalność. Sama zresztą powiedziała kiedyś w jednym z wywiadów, cytując Kalinę Jędrusik, że "będzie się bzykać, z kim chce" i my tego prawa nie zamierzamy jej zabierać. Ale jeśli Żurnalista namówi Jessikę na dwugodzinną spowiedź o tej całej sytuacji, to nie odkleimy ucha od słuchawek nawet na minutę.
Na koniec nie możemy nie wspomnieć o najszerzej komentowanej historii w sieci, która miała swój niewinny początek na koncercie Coldplay, a zakończy się prawdopodobnie w sądzie i straty nią spowodowane będą liczone w milionach. Niejaki Andy Byron, CEO firmy Astronomer, udał się na występ kultowego zespołu w towarzystwie koleżanki z pracy i kochanki jednocześnie. Kiss cam przyłapał parę na czułościach, a ich paniczna reakcja zaciekawiła internautów. Szybkie śledztwo wykazało, że oboje ślubowali miłość, wierność i uczciwość małżeńską innym ludziom, co zaowocowało międzynarodowym skandalem. Po kilku dniach absolutnej burzy medialnej i wrzawy wokół biurowego romansu, żonaty CEO zrezygnował z pełnionej funkcji. Wiele wskazuje też na to, że będzie musiał opuścić również stanowisko męża.
Zobacz: Rozwód CEO z koncertu Coldplay może kosztować go 150 milionów złotych! Pluje sobie teraz w brodę?
Facet zdradzający żonę z koleżanką z pracy, który nawet się z tym nie kryje? A to ci nowość, doprawdy niesłychane! Żyjemy w zabawnych czasach, bo z jednej strony zachodnie społeczeństwa mocno się liberalizują, z drugiej jednak zdrada nadal jest rzeczą niewybaczalną i jeśli tylko można kogoś za nią publicznie ukrzyżować, to rozzłoszczony tłum zrobi to bez chwili namysłu. I tak, wiemy, do tanga trzeba dwojga, ale mimo wszystko bogaty mężczyzna ponoszący konsekwencje swojego obrzydliwego zachownia, to widok tak piękny, że mogliśmy się w niego wpatrywać godzinami... Panowie, już nigdzie nie jesteście bezpieczni.
Zobacz też: Para z koncertu Coldplay usunęła profile na Linkedin po skandalu. Będą kontynuowali płomienny romans?