Kilka dni temu Monika Richardson zamieściła w sieci post, w którym poinformowała o śmierci ukochanego psa. Zdradziła, że Paco pogryzł i połknął gumową zabawkę, po czym trafił do kliniki weterynaryjnej. We wpisie wzruszająco pożegnała pupila, z którym spędziła dwa lata.
Dziękuję światu za ten czas, który był nam dany. Przeżyliśmy wspólnie dwa cudowne lata. Paco był wspaniałym facetem, śmiałam się, że on jeden nigdy mnie nie zdradzi - napisała.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Monika Richardson gorzko o klinice weterynaryjnej
W piątek gwiazda opublikowała kolejny post dotyczący śmierci pupila. Tym razem podzieliła się gorzką refleksją na temat podejścia lekarzy do czworonożnych pacjentów i ich właścicieli. Pokazała też rachunek wystawiony za ostatnie godziny życia Paco. Widnieje na nim kwota ponad 1800 złotych.
Od dnia śmierci Paco dostaję od Was mnóstwo słów wsparcia, za które dziękuję. Ale jest też wiele pytań o to, gdzie zmarł mój ukochany spaniel. Zostawiam więc tutaj rachunek, który musiałam zapłacić za cztery ostatnie godziny życia Paco. Wiecie, ja się nie znam oczywiście, ale wydaje mi się, że czegoś tutaj zabrakło. Jakiejś elementarnej przyzwoitości, odrobiny empatii. Mam wrażenie, że coś się zepsuło podczas zamiany pacjenta na klienta, a opisu leczenia na "raport sprzedaży" Ale może się mylę - napisała.
W dalszej części wpisu Monika Richardson zdradziła też, że pierwszy raz w życiu mierzy się ze stratą zwierzaka, którego traktowała jak członka rodziny.
Mimo mojego wieku i mimo utraty wielu bliskich to było pierwsze zwierzę — członek rodziny — którego śmierć przeżyłam. Dbajcie o swoich Przyjaciół - podsumowała.
Skontaktowaliśmy się z kliniką weterynaryjną, o której wspomina w swoich wpisach Richardson. Na ten moment nie otrzymaliśmy odpowiedzi.