Afera po słowach Wolińskiego. "Częściej widzimy sutki Dawida niż piersi karmiących matek. W tym kraju nienawidzi się kobiet" (OKIEM PUDELKA)
Kolejny tydzień, kolejny raz celebryci próbują dostroić się do typowo wakacyjnej polskiej pogody i wywołują burzę za burzą. A w ostatnich dniach tych, co siali wiatr, nie brakowało. Na kogo spadły gromy i na kim nie zostawimy suchej nitki? O tym w naszym cotygodniowym przeglądzie "Okiem Pudelka". Macie już swoje typy?
Temat matek karmiących w przestrzeni publicznej wraca jak bumerang, ale nikt chyba nie spodziewał się, że tym razem prowodyrem tej nieco nudnej już dyskusji będzie Dawid Woliński. Gwiazdor "Top Model" najlepsze wrażenie robi, gdy milczy i ładnie wygląda, ale niestety, ma czasami ochotę na podzielenie się ze światem swoimi refleksjami i są to mądrości godne Kena uwięzionego w butiku na Mokotowskiej. Tym razem Dawid wyznał, że "nie znosi" widoku kobiet karmiących piersią w restauracjach. Rozumiem instynktowne powody, dla których kobieca pierś odrzuca celebrytę i nie wydaje się apetyczna, natomiast biorąc pod uwagę jego publiczną działalność, która w dużej mierze opiera się na rozbieraniu siebie i modelek, to tak ostre słowa mogą dziwić.
Przeciętny internauta jest bowiem dużo częściej narażony na niekonsensualną interakcję wzrokową z sutkami Wolińskiego niż na widok kobiety karmiącej dziecko. A przecież różnica w intencji jest kolosalna - Dawid próbą podniecenia nas karmi swoje ego, a matka karmi jedynie dziecko, więc z piramidą potrzeb nie ma co tu za specjalnie handlować. Złośliwi mogliby powiedzieć, że Dawid, wzorem kobiet, którym doradza się karmienie w toalecie, powinien pykać swoje roznegliżowane selfiaki w kiblach, ale to już się dzieje, więc na tym poziomie to porównanie niestety nie zadziała.
Na słowa Wolińskiego zareagowały też jego koleżanki celebrytki, w tym m.in. Karolina Gilon i Olga Kalicka, które zgodnie stwierdziły, że wrażenia estetyczne projektanta nie powinny nikomu zaprzątać głowy, gdy w grę wchodzi głodne dziecko. Opinie w sieci są jednak podzielone, bo jesteśmy krajem, który po prostu nienawidzi kobiet i nigdy nie zostawi ich w spokoju. Jeśli matka karmi dziecko piersią i nie chowa się przy tym po piwnicach, to na pewno "błaga o atencję", "prowokuje" i robi na złość innym, bo przecież macierzyństwo to życie tak lekkie i przyjemne, że aż człowieka korci, żeby jeszcze narażać się na groźne spojrzenia obcych ludzi. Kochamy zaglądać innym do talerza, portfela i łóżka. I nieważne, czy chodzi o małą wioskę na Podlasiu, czy bogatego projektanta z Warszawy, ta dulszczyzna jest nie do wyplenienia. W wykonaniu kogoś, kto wynajmuje kobiece ciała jako wieszaki do prezentowania swoich ciuszków, to jednak szczególny popis hipokryzji.
A dla wszystkich, dla których karmiąca matka jest tak wstrząsającym widokiem, jak dla Wolińskiego, mam jedną radę - mogą odwrócić wzrok. Tak, jak i my go odwracamy w niesmaku, gdy widzimy starzejących się facecików, którzy desperacko próbują przekonać świat, że nadal "to" mają, publikując błagające o atencję półnagie fotki i spędzając każdą wolną chwilę między siłownią a gabinetem medycyny estetycznej. Bo nie pomoże puder, róż, gdy…
Nie opuszczając celebryckiego terytorium "Warszawki", przenieśmy się do najgorętszego punktu w stolicy w ostatnich tygodniach czyli matcharni Sandry Kubickiej, która przeżywa prawdziwe oblężenie. Tłumy tiktokerów i influencerów odwiedzają bowiem "Sandra’s Matcha", by przekonać się, czy proponowany przez nią napój faktycznie jest tak niesmaczny, jak sugerowałyby to głośne recenzje w sieci. Byliśmy świadkami już całej palety wykrzywionych min, wypluwania zielonej mazi i wyrzucania jej do śmietnika. Poprzeczka jest zawieszona tak nisko, że opinia "nie jest tak zła, jak myślałam" liczy się już jako entuzjastyczna pochwała. Influencerzy krytykują matchę celebrytki za wszystko -jej jakość, kolor, smak, a nawet sposób przygotowania. Torturowanie Kubickiej stało się swego rodzaju viralowym trendem i gwarantem wysokiej liczby wyświetleń, a pewnie nie nie byłoby tak, gdyby nie reakcje eks-modelki na krytykę.
Sandra, jak na szefową biznesu, który walczy o klientów, raz po raz zapewnia, że negatywne opinie ma "w d*pie" i się nimi zupełnie nie przejmuje, jednocześnie wystawiając do obiektywu środkowy palec i nakręcając się w kolejnych publikowanych tyradach szybciej niż spieniacz używany do przygotowania jej słynnej już matchy. Na ratunek przyszli Kubickiej postronni i zupełnie obiektywni obserwatorzy w postaci Qczaja, Anny Lewandowskiej, której "Sandra’s Matcha" podsunął wspólnik matcharni i jednocześnie ochroniarz Roberta Lewandowskiego, oraz jej własnej matki. Im smakuje! Wygląda jednak na to, że śmieje się ten, kto śmieje się ostatni, bo niezrażona falą krytyki celebrytka zapowiedziała już otwarcie lokalu w kolejnym mieście. Może w tym szaleństwie jest metoda?! W końcu nieważne, co mówią, byle nie zapomnieli wspomnieć nazwy przy wypluwaniu…
Na koniec nie możemy nie wspomnieć o nieoczekiwanym zamieszaniu wokół udziału Katarzyny Zillman w "Tańcu z Gwiazdami". Sportsmenka jest jedną z potwierdzonych uczestniczek jesiennej edycji show, natomiast wciąż pod znakiem zapytania stoi kwestia jej tanecznego partnera. Lub partnerki - Polsat nadal bowiem nie może się zdecydować, czy widzowie są gotowi na dwie tańczące kobiety, czy też nie. W polskiej edycji show mieliśmy już jednopłciową parę przy okazji występów Jacka Jelonka i Michała Danilczuka, którzy kilka sezonów temu doszli aż do wielkiego finału, a męsko-męska konfiguracja nie wzbudziła raczej większych kontrowersji. Produkcji nie zależy podobno na wywoływaniu skandali, bo nadchodząca edycja jest już w tej materii mocno obstawiona, choćby samym udziałem Agnieszki Kaczorowskiej i Marcina Rogacewicza. Coś nam jednak mówi, że tancerka nie miałaby nic przeciwko temu, żeby ktoś ją trochę odciążył w tej kwestii, a i polskiemu widzowi nie zaszkodzi widok dwóch tańczących kobiet. Polsacie, trochę odwagi!