Tygodnik Wprost opublikował kolejny (który to już w tym roku...?) ranking. Tym razem na pięćdziesięciu miejscach sklasyfikowano najbardziej wpływowych Polaków. Na piątym, po Jarosławie Kaczyńskim, Mateuszu Morawieckim, Donaldzie Tusku i Wojciechu Smarzowskim znaleźli się Robert i Anna Lewandowscy.
Piłkarz i "Ann" wyprzedzili między innymi ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę, lidera opozycji Grzegorza Schetynę, prezesa TVP Jacka Kurskiego i założyciela WOŚP Jerzego Owsiaka. Prezydenta Andrzeja Dudę zostawili w tyle o dziewięć miejsc, a toruńskiego milionera Tadeusza Rydzyka aż o siedemnaście.
Z tej radosnej okazji Robert zgodził się udzielić tygodnikowi szczerego wywiadu, w którym zapewnia między innymi, że pieniądze nie przewróciły mu w głowie. Zaledwie dwa miesiące wcześniej w tej samej gazecie identyczną deklarację złożyła jego żona, gwiazda rankingu najbogatszych Polek, sklasyfikowana na 22. miejscu z majątkiem szacowanym na 204 miliony złotych.
Przypomnijmy, co wtedy mówiła: "Zarobiliśmy pieniądze ciężką pracą, uporem, zaangażowaniem"
Tym razem Ania ograniczyła się do pozowania z mężem do przytulnej domowej sesji w swetrach na kanapie. Chociaż Lewandowska nie włączyła się bezpośrednio do rozmowy, mąż zadbał o to, by jej imię padło w każdej jego wypowiedzi.
My z Anią mamy dusze sportowców. Od małego były nam wpajane zasady na obozach treningowych, na boiskach, halach sportowych - wspomina Robert. Te zasady będziemy przekazywać Klarze, że w życiu nie zawsze jest łatwo, że nie jest kolorowo, że na marzenia i swoje cele trzeba sobie zapracować. Mogę sobie pozwolić na wiele rzeczy, zarówno na to, czego potrzebuję, jak też na to, o czym marzyłem. Mam na pewno szacunek do pieniądza, bo pamiętam czasy, kiedy mieszkaliśmy z Anią w komunalnym 45-metrowym mieszkaniu na Bielanach. Moim pierwszy autem był fiat bravo, Ania jeździła matizem. Zarabialiśmy wtedy niedużo, starczało na bieżące potrzeby. Potem były coraz większe i większe pieniądze, ale wiemy też, jak to jest, kiedy tych pieniędzy po prostu nie ma.
Kontrakt Lewandowskiego z Bayernem jest objęty tajemnicą, jednak krążą plotki, że opiewa on na 15 milionów euro za sezon. Do tego oczywiście trzeba doliczyć bonusy, premie i kontrakty reklamowe. Piłkarz zapewnia, że zarabia tyle, na ile zasługuje, ale mimo to pozostał skromnym człowiekiem i nie otacza się przepychem ani zastępem służby.
Nie będę przepraszał nikogo za to, że zarabiam, a w Polsce ludzie często myślą, że muszą przepraszać za to, że mają pieniądze - wyznaje w wywiadzie. Nie kupiłem sobie ferrari po to, żeby trzymać je w garażu. Nie będę przepraszać za to, że ciężko pracowałem i doszedłem do momentu, w którym jestem. Pewnie, że patrzę na ceny. Na menu w restauracjach też. To, że mam pieniądze, nie oznacza, że będę płacił za coś trzy razy tyle, kiedy wiem, że to nie jest tyle warte.
Jest pani, która od czasu do czasu przychodzi nam pomóc w porządkach. Nie mam problemów z utrzymaniem porządku. Nie ma tak, że brudne ubrania rzucę gdzieś w kąt i czekam aż ktoś za mnie zaniesie do kosza na pranie. Wyjechałem z domu i usamodzielniłem się, mając 16 lat. Nauczyłem się sam prać, gotować, sprzątać. Mam kilka pokazowych dań, chociaż z żoną konkurować jest ciężko. Robię dobre steki, lubię makarony. Jak Ani nie ma, to biorę od niej jakiś przepis i z niego gotuję. Wieczorem usiądziemy, poczytamy książkę... Lubię też oglądać filmy, ale Ania jest bardziej książkowa.