Sara Boruc czuje się gwiazdą polskiego show biznesu, chociaż, jak podkreśla, jej życie toczy się w Londynie, a do Polski przyjeżdża tylko sporadycznie, pokazać się w telewizji. Druga żona Artura wsławiła się nie tylko wypowiedzią o 900 złotych, za które ciężko się jej zdaniem ubrać, ale także wyznaniem u Kuby Wojewódziego, że jest lepsza od innych celebrytek, bo ubiera się za pieniądze męża. Narzekała też na ciężkie życie partnerek piłkarzy, które wcale nie jest usłane różami, bo mecze odbywają się również w święta. Zobacz: Sara Boruc: "W święta są mecze. Jest ciężko"
Mimo wszystko uważa, że nieprzychylne komentarze na jej temat w Internecie pochodzą tylko od zazdrosnych "hejterów", którzy korzystają ze swojej anonimowości:
Mam świadomość tego, że te komentarze są napisane, bo są komentarzami anonimowymi. Piszą incognito, będąc osobą prywatną, myśląc, że nigdy się ich nie znajdzie. Myślę, że te osoby nie miałyby odwagi wypowiedzieć ci tych słów w twarz. W tym momencie te osoby, które są hejtowane, zwyciężają - tłumaczy Sara w rozmowie z TVN. Te osoby wykorzystują anonimowość, wykorzystują Internet, klawisze i wypisują głupoty, bzdury, jakieś własne bolączki, pokazując swoją małość. Ja się zupełnie nie przejmuję tym.
Jak sądzicie, czy Sara byłaby nieco bardziej lubiana, gdyby nie uważała się za lepszą od kobiet, które ciężko pracują na swoje rachunki, wakacje i ubrania? A może promowanie jej przez polskie telewizje jako "kobietę sukcesu" to po prostu zachęcanie młodych dziewczyn do robienia podobnych "karier"? Czy szukanie bogatego faceta to naprawdę najlepsza droga, żeby się dorobić i zostać gwiazdą?
Przy okazji, przypomniała nam się głośna wypowiedź Kazi Szczuki: "Sponsoring TO JEST PO PROSTU PRACA"
Ma rację?