Była asystentką SZEJKA. Po latach ujawnia, co musiała robić: "Zadania były ABSURDALNE. (...) Ta praca przekraczała granice"
Anna Kolasińska-Szemraj przez sześć miesięcy pracowała jako stewardesa i asystentka dubajskiego szejka. Podczas wizyty w "Dzień Dobry TVN" 35-latka wyjawiła, jak wygląda życie w luksusie i jakie wyzwania niesie taka praca. "Musiałam być na każde zawołanie" - zdradza.
Anna Kolasińska-Szemraj, autorka popularnego podcastu "Rozmowy w dresie", ma za sobą niezwykłą ścieżkę zawodową. Zanim zdobyła popularność w mediach społecznościowych, przez trzy lata mieszkała w Abu Zabi, gdzie znalazła pracę jako stewardesa. Szybko odkryła jednak, że jej obowiązki będą znacznie szersze. Niedawno wydała książkę "Byłam asystentką szejka", w której opisała swoje doświadczenia z pracy na pokładach prywatnych odrzutowców.
Luksus i wyzwania
W ramach promocji swojego "dzieła" 35-latka odwiedziła studio "Dzień Dobry TVN", w którym podzieliła się z widzami swoimi wspomnieniami z czasów, gdy mieszkała w Abu Zabi. Jak przyznaje, praca dla szejka oznaczała życie w niewyobrażalnym luksusie. Anna wspomina, jak szejk wynajmował całe piętra w najlepszych hotelach, a apartamenty były wyposażone w dywany warte fortunę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Marcin Margielewski: szejkowie kupują, nie podrywają. Opisał, co od nich usłyszał
Ja już mieszkałam w Emiratach Arabskich przez 3 lata wcześniej, więc teoretycznie byłam przyzwyczajona, (...) ale jednak to robiło wrażenie - np. wejście do hotelu w Londynie, który jest jednym z lepszych hoteli i szejk ma dwa piętra wynajęte, a nie pojedynczy pokój. Ma własne dywany rozkładane w apartamentach, które są za 100 tysięcy złotych. Wszystko jest przygotowywane pod niego. To jest abstrakcyjne. Myślę, że jeżeli nie miało się z tym styczności, to ciężko to sobie w ogóle wyobrazić - mówiła w rozmowie z "Dzień Dobry TVN".
Codzienne obowiązki
Wymagania szejka były często nieprzewidywalne. Szejk mógł w każdej chwili zdecydować o podróży, a ona musiała szybko organizować jego ulubione przekąski.
Zadania były bardzo absurdalne, były bardzo wymagające. Często było tak, że szejk decydował np. że za dwie godziny chce polecieć do Londynu z Paryża, więc ja biegłam po jego ulubione macaronsy - bo one musiały być absolutnie na pokładzie - wracałam, przebierałam się i jechałam na lotnisko - wspomina Anna.
Szef Polki był ponoć bardzo szczodrym człowiekiem, który lubił obdarowywać innych prezentami. Anna otrzymała od niego m.in. drogocenny zegarek marki Rolex.
Ja i moja zmienniczka mogłyśmy zdecydować, co nam się podoba i jak byśmy chciały się ubierać. Oczywiście musiałyśmy dostać akcept od szejka, wysyłając mu zdjęcia, czy to jest ok. Ale miałyśmy pewnego rodzaju dowolność i dostawałyśmy pieniądze na zakup np. garnituru Hugo Bossa - wspomina gościni śniadaniówki.
Decyzja o odejściu
Stewardessa mogła liczyć na pensję rzędu 20 tysięcy złotych miesięcznie. Mimo finansowych korzyści, Anna zdecydowała się odejść po sześciu miesiącach. Praca przekraczała jej oczekiwania i granice komfortu.
Od samego początku ta praca przekraczała granice tego, co ja znałam. Myślałam, że ja przychodzę do tej pracy jako stewardessa. Okazało się, że to nie jest o tym, że ja np. musiałam obierać pomidora, którego przynosiła pani z obsługi hotelowej, co teoretycznie mogła zrobić obsługa hotelowa. Musiałam być na każde zawołanie - nawet do tego stopnia, że jak [szejk - przyp. red.] miał ochotę wieczorem obejrzeć sobie film w towarzystwie, to ja byłam taką kumpelą do towarzystwa - dodała na koniec 35-latka.