Dorota Szelągowska zyskała ogromną sympatię widzów oraz rozpoznawalność dzięki telewizyjnym programom, w których urządza mieszkania i radzi Polakom w kwestii wystroju czterech ścian. Ostatnio o celebrytce było wyjątkowo głośno za sprawą dość odważnego wyznania na temat śmierci i własnego pogrzebu.
Dorota Szelągowska ubolewa nad polskimi domami
Słynna ekspertka wnętrzarska chętnie zabiera głos na rozmaite tematy, również te życiowe. Podczas konferencji promującej nowy program Dorota podzieliła się spostrzeżeniami na temat stanu polskich domostw. Według niej wiele rodzin cierpi obecnie na "bylejakizm" i "tumiwisizm".
Wprowadzamy się gdzieś, zauważamy problem, ale w pewnym momencie on przestaje przeszkadzać. Nie kombinujemy, nawet nie próbujemy nic zmieniać. Nie sprzątamy w szafce, bo mówimy sobie "a po co, skoro jak już zacznę, to zaraz trzeba będzie robić generalne porządki" - mówiła córka Katarzyny Grocholi w rozmowie z "Vivą!".
To jest smutne, bo szukamy wymówek. Zrzucamy wszystko na to, że nie mamy kasy, że nie mamy przestrzeni, nie mamy miejsca. Za przeproszeniem: g*wno prawda. To nie jest tak. Zaczyna się od siebie i zaczyna się od małych rzeczy, od małego kroku. Naprawdę da się - dodała.
ZOBACZ TAKŻE: Dorota Szelągowska o rzuceniu palenia, Hashimoto i menopauzie: "Nie lubię być ciężka, nie lubię brzydko wyglądać"
Dorota Szelągowska gorzko o gromadzeniu rzeczy
Gwiazda stacji TVN zwróciła uwagę na polską skłonność do gromadzenia przedmiotów. Jej zdaniem wynika to z doświadczeń wojennych i realiów PRL-u, kiedy brakowało wielu produktów. Szelągowska zaznaczyła też podczas rozmowy z "Vivą!", iż uporządkowanie przestrzeni może przynieść korzyści nie tylko estetyczne, ale również psychiczne.
Większość z nas ma chaos i ma bałagan, który wynika z tego, że to jest pokłosie wojny i to jest pokłosie PRL-u. Czasów, w których nam wszystko zabrano. Niczego nie było i zaczęliśmy oszczędzać. I wiem, że to jest bardzo dosadne porównanie, ale to jest trochę jak z tym, że moja cioteczna babka, która przeżyła na wojnie straszne rzeczy, do końca swojego życia nosiła chleb z cukrem w torebce - tłumaczyła Szelągowska
My tak gromadzimy rzeczy w domach. Bo mogą się jeszcze przydać. Mamy pełne piwnice, pełne pawlacze. Tylko tam nigdy nikt nie zagląda, tam jest tylko warstwa kurzu. Tak nie powinno być - dodała.